Jak będzie wyglądał rynek pracy za 20, 30 lat? - Tego żadnemu futurologowi na świecie nie uda się chyba trafnie odgadnąć - uśmiecha się prof. Łukasz Turski, fizyk i wykładowca związany z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN, były członek rady Towarzystwa Popierania i Krzewienia Nauk oraz Komitetu Badań Naukowych. Według naukowca, dzisiejsze prognozy dotyczące pracy już za pięć lat mogą okazać się nieaktualne, a dotyczy to bardzo wielu zawodów. - Współczesny informatyk czy mechanik samochodowy dwadzieścia lat temu, i dziś, to zupełnie różne zawody, wymagające innych umiejętności, mimo że nazwa tych profesji się przecież nie zmieniła - uważa prof. Turski. Co zatem radzi? Polegać wyłącznie na sobie i swoich umiejętnościach, a nie tylko na tym, co oferują nam szkoły i uczelnie.
Rynek sobie, szkoły sobie
Nie tylko zdaniem prof. Łukasza Turskiego polskie uczelnie gubią się w próbach zmodernizowania swoich programów nauczania i dostosowania ich do zmieniającego się rynku pracy. Przykładem mogą być chociażby tzw. kierunki zamawiane, które miały być sposobem, by wykształcić specjalistów w najbardziej pożądanych przez pracodawców dziedzinach wiedzy. Nie do końca się to udało. Z raportu przygotowanego przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości i Uniwersytet Jagielloński wynika, że wśród absolwentów niektórych kierunków zamawianych bezrobocie jest wyższe niż po „zwykłych” wydziałach. Po ochronie środowiska bezrobotnych absolwentów jest aż 8,9 proc., a po inżynierii środowiska - 9,3 proc. Jeszcze mniej pracy jest dla chemików. Wśród absolwentów tego wydziału, co 10 jest bez pracy. Tymczasem, wśród kierunków zamawianych na rok 2013/2014, dominują właśnie chemia i ochrona środowiska.
Zawód kontra wszechstronność
Prof. dr hab. Dariusz Rott, wykładowca, ekspert Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, członek prezydium Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego uważa, że postawienie przysłowiowego krzyżyka na polskich uczelniach jest krzywdzące. - Wciąż stawiam na edukację - podkreśla prof. Rott. Naukowiec dodaje, że chociaż wiele osób twierdzi, że polski uniwersytet powinien kształcić do konkretnego zawodu, należy postępować odwrotnie. - Załóżmy, że szkoły kształciłaby ściśle do danego zawodu, np. operatora koparki. Wraz z rozwojem technologii, który być może przyniesie inne niż koparka rozwiązania, w perspektywie kilku lat wyprodukowałyby one armię bezrobotnych - zauważa prof. Rott. Przyszłość widzi w zawodach związanych ze zmianami demograficznymi. - Za zawody przyszłości, można uznać bez wątpienia, te związane z osobami starszymi. Nie chodzi tylko o opiekę nad nimi, ale pełną obsługę związaną m.in. z postępem technicznym - tłumaczy prof. Dariusz Rott.
Podobną opinię o przyszłości rynku pracy ma również prof. Stefan Zgliczyński z Polskiego Towarzystwa Medycyny Prewencyjnej i Przeciwstarzeniowej. Przypomina on, że do 2050 roku liczba osób starszych zwiększy się o 400 proc. - Potrzeba będzie armii rehabilitantów, geriatrów i asystentów. Ludzie starsi będą oczekiwali odpowiedniej oferty rozrywkowej, kulinarnej transportowej czy infrastruktury, której dziś w Polsce brakuje – wylicza prof. Zgliczyński. To oznacza zaś pokaźne zyski m.in. dla producentów sprzętu i usług dostosowanych do potrzeb osób o gorszym wzroku, mających problemy z poruszaniem się czy niesłyszących.
Pomocnik w życiu
Prof. Rott zwraca uwagę, że nie tylko staruszkowie będą potrzebowali pomocy w zautomatyzowanym świecie Anno Domini 2020. - Dziś musimy niemal znać się na wszystkim, a doba ma, i nadal będzie miała, tylko 24 godziny. Wzrośnie zatem zapotrzebowaniem na usługi np. consierge’a, który będzie zarządzał naszymi ubezpieczeniami, wakacjami, ale też zadba o naprawy w domu i zorganizuje wszystko tak, by zaoszczędzić jak najwięcej naszego czasu. Szczególnie popularny może być specjalista od zarządzania zdrowiem i urodą - wybiega w przyszłość Profesor.
Do podobnego wniosku, jak prof. Rott, doszli również dziennikarze magazynu „Bloomberg Businessweek”, którzy napisali niedawno, że „Consierge Medicine” to branża, która zyska w najbliższych latach ogromną popularność.
Z kolei według amerykańskiego ośrodka badawczego Sparks&Honey, potrzebni będą także menedżerowie wizerunku (doradzający, jaką otworzyć fundację, jaki wesprzeć projekt, w co inwestować pieniądze i czas) i doradcy do spraw edukacji, którzy podpowiedzą, kiedy i gdzie kontynuować naukę, kiedy zrobić sobie „przerwę w życiorysie” i jak ją wykorzystać, a także jak pokierować karierą naukową.
Co zabije pisanie?
Więcej pracy dla nauczycieli w przyszłości przewiduje również prof. Turski. Ale nie ma on na myśli „zwykłych” pedagogów. - Zawód przyszłości to na pewno nauczyciel, ale taki, który umie poruszać się w nowoczesnym świecie i jest wszechstronny. Tablety i smartfony, a także to, co przyjdzie po nich, wyprą tradycyjne pisanie (już dziś filmy i prezentacje multimedialne wypierają nudne klasyczne podręczniki), dlatego taki nauczyciel będzie musiał prezentować zupełnie inne podejście do studentów niż obecnie – mówi prof. Turski. Dodaje też, że pracę w tym zawodzie zachowają tylko najlepsi, najbardziej otwarci i innowacyjni.
Również już za 10 lat zupełnie inaczej może wyglądać praca urzędników. Jak pisze w artykule pt. „Administracja 2.0: jedno miejsce, wiele spraw” Mariusz Luterek z Instytutu Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych Uniwersytetu Warszawskiego, poziom zinformatyzowania administracji publicznej w sposób znaczący wpływa na rozwój społeczeństwa, a polskie urzędy w przyszłości będą musiały poddać się informatyzacji, nie tylko w aspekcie mniejszej papierowej biurokracji, ale też większego dostępu do informacji on-line, dzięki czemu część urzędników może okazać się zbędna. „Dla przedsiębiorcy, który prowadzi sklep internetowy czy dla obywatela, który rozmawia ze znajomymi przez Skype’a, kupuje książki w brytyjskim Amazonie, polskie urzędy wydają się być anachroniczne. Jednak zmiany, jakie obserwujemy w naszym systemie informacji publicznej w ostatnich latach, pozwalają mieć nadzieję, że w nieodległej przyszłości się to zmieni” - uważa Luterek.
Przyszłość baterii
Eksperci radzą stawiać głównie na zawody związane z naukami ścisłymi. Na zlecenie Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości przeprowadzono nie tak dawno temu badanie, w którym pytano pracowników i szefów małych i średnich przedsiębiorstw, jakich kwalifikacji będą poszukiwać u pracowników za 5 lat. Najczęściej wymieniano nauki techniczne (technika, elektronika, przemysł, budownictwo) i ekonomiczne ( ekonomia, zarządzanie i marketing, finanse i bankowość). A konkretnie? Zdaniem badaczy z Sparks & Honey, w najbliższej dekadzie może zabraknąć operatorów drukarek 3D oraz mikrobiologów. Mało docenianym, a bardzo przyszłościowym kierunkiem są też badania nad magazynowaniem energii.- Ta wiedza głównie interesuje dziś producentów elektroniki. Od tego, jak bardzo uda się „upakować” energię np. w bateriach zależy przyszłość tabletów, telewizorów, motoryzacji, alternatywnych źródeł energii i wielu innych dziedzin – wylicza prof. Turski.
Tajniki edukacji
Czego uczyć się z myślą o dobrej przyszłości? - Trzeba nauczyć się uczyć - radzi prof. Turski. W XXI wieku podstawą znalezienia zatrudnienia będzie umiejętność wykonania za pomocą wiedzy konkretnych czynności. Coraz więcej będzie pracy intelektualnej. - Wyzwoliliśmy człowieka z obowiązku pracy fizycznej - robią to za nas urządzenia. Zawód i jego nazwa mogą się zmieniać i mutować, ale umiejętności są trwałe – przypomina fizyk.
- Czas przestać liczyć tylko na „papierowe” kompetencje. Na wielu amerykańskich uniwersytetach nikt nie patrzy już na wyniki z matury, liczy się rozwiązywanie problemów, wszechstronność - przypomina prof. Turski. Z kolei prof. Rott dodaje, że studiowanie to okazja do poszerzenia horyzontów, a nie do wytyczenia sobie ścieżki, której do końca życia będziemy kurczowo się trzymać.
Sonia Grodek