Malejąca liczba ludności w wieku 19 - 24 lata spowodowała w ciągu ostatnich 7 lat spadek liczby studentów o 14,2 proc. Najbardziej odczuły to uczelnie niepubliczne, gdzie w roku 2013/2014 trafiło nieco ponad 23 proc. studentów. Czy z racji malejącej liczby studentów zamykane będą najmniej popularne kierunki studiów, a tym samym część wykładowców straci pracę?
Perspektywy
Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że od roku akademickiego 2005/2006, kiedy to odnotowano rekordową liczbę studentów (1,95 mln) systematycznie ona maleje. W latach 2011/2012 na uczelniach studiowało 1,76 mln osób, a już w 2012/2013 odnotowano spadek ilości studentów o 87 tys. (1,67 mln) i był to największy spadek od 2004 roku. Rok akademicki 2013/2014 utrzymał trend spadkowy - liczba studentów zmniejszyła się o 60 tys. w porównaniu z poprzednim rokiem. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, stworzyło raport według którego prognozuje, że liczba studentów będzie maleć do 2025 roku, kiedy to na uczelniach wyższych uczyć się będzie około 1,25 mln osób.
Mimo ogólnego spadku liczby studentów, odnotowano niewielki wzrost odsetka studentów stacjonarnych na uczelniach publicznych (studia bezpłatne).
Gorzka pigułka
Czy oferta darmowych studiów jest na tyle atrakcyjna, że pokryje zapotrzebowanie, a w konsekwencji doprowadzi do zamykania kierunków zaocznych? Jak skutki niżu demograficznego wpłyną na funkcjonowanie większości uczelni i czego na rynku pracy mogą spodziewać się nauczyciele akademiccy?
Prof. dr hab. Dariusz Rott z
Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach przyznaje, że perspektywy nie rysują się
dobrze, jednak zaznacza, że nie należy dramatyzować. - Pracujący na uczelniach wyższych nauczyciele akademiccy zaczynają
odczuwać skutki niżu demograficznego - likwidowane są niektóre szkoły wyższe,
kierunki studiów, a uczelnie wdrażają programy oszczędnościowe. Powoduje to
również konieczność zwolnień nauczycieli akademickich - mówi prof. dr hab.
Dariusz Rott, który w latach 2010-2013 był członkiem Prezydium Rady Głównej
Szkolnictwa Wyższego. - Szkoda, że nie myśli się np. o ministerialnym programie
wsparcia niektórych kierunków studiów (humanistycznych czy społecznych) oraz
nauczycieli zagrożonych zwolnieniem lub ograniczeniem etatu - dodaje. Podkreśla
również, że znacząco zmniejszono możliwość dodatkowego zatrudnienia przez
nauczycieli akademickich, co zubaża to środowisko, a kilkuset złotowe podwyżki
płac w uczelniach publicznych, w których przez lata płace były zamrożone, nie
są w stanie tego wyrównać. Zwraca też uwagę, że wzrasta możliwość zatrudnienia
związanego z prowadzonymi grantami, współpracy międzynarodowej oraz uzależnienia
płac od rzeczywistych osiągnięć naukowych nauczyciela akademickiego. - W
najbliższych latach będziemy odnotowywać turbulencje, ale myślę, że nadal
ścieżka kariery naukowca-badacza i nauczyciela akademickiego może być
atrakcyjna dla dobrze zmotywowanych, wykształconych i zdeterminowanych młodychludzi
- zauważa prof. dr. hab. Dariusz Rott.
Więcej badań
Według definicji, nauczyciel akademicki to osoba zatrudniona w szkole wyższej na stanowisku dydaktycznym, naukowo-dydaktycznym lub naukowym, wykształcona w określonej dziedzinie nauki. Ma za zadanie kształcić studentów, podnosić swoje kwalifikacje zawodowe i uczestniczyć w pracach organizacyjnych uczelni lub dodatkowo prowadzić badania naukowe i rozwijać twórczość naukową.
Według dr Dominika Antonowicza, socjologa, adiunkta w Zakładzie Socjologii Nauki Instytutu Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, to właśnie niż demograficzny może wpłynąć na zmianę sposobu funkcjonowania polskich uczelni i ukierunkować naukowców na większą aktywność badawczą. Już w swoim artykule "Koniec eldorado" z 2011 roku zamieszczonym na forumakademickie.pl pisze: "(...) niż demograficzny przede wszystkim obniży wysokość dochodów pracowników akademickich.(...) w najbliższej przyszłości sytuacja drastycznie się zmieni i zostaną ograniczone możliwości dodatkowego zarobkowania, co pewnie będzie skutkowało coraz częściej i głośniej artykułowanymi postulatami płacowymi. W tym kontekście niż demograficzny może przysłużyć się do rozwoju badań naukowych w Polsce prowadzonych zarówno w uczelniach publicznych, jak i niepublicznych."
Czy w skutek niżu demograficznego część wykładowców będzie musiała przebranżowić się, szukać pracy na rynku komercyjnym? Z pewnością już pewien odsetek wykładowców poszedł tą drogą i poradził sobie ze zmieniającą się na rynku sytuacją. Dr Marek Goleń, adiunkt na Katedrze Ekonomiki i Finansów Samorządu Terytorialnego w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie mówi o sobie. - Nie jestem typowym wykładowcą, gdyż oprócz pracy nauczyciela akademickiego, od kilku lat zajmuję się tzw. rewolucją śmieciową, czyli udzielam urzędnikom konsultacji dotyczących zarządzania gospodarką komunalną. Ja już wszedłem na drogę komercyjną, a moja specjalizacja naukowa pozwoliła mi znaleźć dla siebie niszę na rynku.
Jeśli nie uczelnia, to…
Masowych likwidacji szkół wyższych jeszcze nie ma, ale już w tym roku z rejestru wykreślono sześć uczelni niepublicznych, a do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wpłynęły wnioski o likwidację kolejnych pięciu. Prawda też jest taka, że od kilku lat miejsc na studiach jest więcej niż chętnych i po zakończeniu naboru, wciąż są wolne miejsca. Czy wobec takiej sytuacji nauczyciele akademiccy mają szansę na pracę?
- Sądzę, że wielu wykładowców, którzy zajmują się konkretną dziedziną naukową, będzie miało możliwość znalezienia pracy poza uczelnią, oni sobie poradzą. Trudniej będzie o przebranżowienie się i możliwość znalezienia pracy w innej branży wykładowcom z wiedzą ogólną. Pracuję na uczelni, która ma unikatowy ustrój - tu student wybiera kierunek i ścieżkę dydaktyczną. To wciąż uczelnia elitarna i pracę mają tu dobrzy dydaktycy. Przyznam, że trudności występują, jest walka o studenta. Myślę, że rywalizację o studentów przegrają uczelnie słabe z nieciekawymi kierunkami i ofertą dydaktyczną i tam faktycznie nauczyciele akademiccy mogą mieć problem z utrzymaniem wakatów - spostrzega dr Marek Goleń.
Śmieciówki zamiast etatów?
Dr Dominik Antonowicz zwraca uwagę, na fakt, że niż demograficzny dotknie zwłaszcza kadrę naukowo-dydaktyczną. To oni rozdarci są pomiędzy nauczaniem a badaniami. Mniejsza liczba studentów wpływa na ograniczenie godzin dydaktycznych, ale jednocześnie pozwala poświęcić więcej czasu na prowadzenie badań. - Współczesny nauczyciel akademicki musi być bardziej aktywny, ma więcej obowiązków, więcej zadań, wymaga się od niego umiejętności pisania projektów, artykułów w języku angielskim, sam musi ubiegać się o granty. Musi być elastyczny, umieć dostosować się do zmian. Nabywa nowe umiejętności. To taki „menadżer”. Jego praca jest bardziej złożona, ale mniej stabilna - podkreśla dr Antonowicz.
Z powodu mniejszej liczby studentów nie przyjmuje się nowych wykładowców. Dziś zawód nauczyciela akademickiego nie jest zawodem stabilnym, tak jak było to kiedyś. Osoby z tytułami naukowymi mają gwarantowaną pracę, a młodsi zatrudniani są na kontrakty, mają umowy zadaniowe. Jednak w ostatnich latach wzrosła aktywność badawcza. Co więcej, badania naukowe wychodzą poza uczelnie, a te wkrótce stracą na nie monopol. - Oczywiście niektóre dziedziny nauki pozostały na tym samym poziomie jak np. nauki przyrodnicze, które od zawsze prowadziły więcej badań, ale wzrosła aktywność badawcza takich dziedzinach jak socjologia i nauki humanistyczne. Firmy badające opinię publiczną takie jak np. GfK Polonia penetrują uczelnie, poszukują tam swoich przyszłych pracowników. Jest coraz więcej takich firm - dodaje dr Dominik Antonowicz.
Produkcja bezrobotnych?
Za nauczycieli akademickich w badaniach GUS uważa się asystentów, adiunktów, wykładowców i profesorów nie pełniących w uczelniach wyższych żadnych funkcji kierowniczych. Z danych GUS-u wynika, że liczba studentów przypadających na jednego nauczyciela akademickiego w latach 2005/2006 wynosiła 19,7 a w roku akademickim 2012/2013 było to już 16,6.
Analizując dostępne dane GUS (Szkoły wyższe i ich finanse) od 2004 roku można zauważyć, że liczba pełnozatrudnionych nauczycieli akademickich rosła do 2011 roku i wynosiła ona 103 774, po czym nastąpił nieznaczny spadek i w 2013 roku liczba ta wynosiła 100 983. Z wyliczeń wynika, że od 2004 do 2011 roku przybyło około 15 proc. kadry akademickiej. Dane raportu przygotowanego przez Konsorcjum Ernst&Young Business Advisory i Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową podają, że w latach 1996 - 2011 liczba pełnozatrudnionych nauczycieli akademickich na polskich uczelniach wzrosła o 40 proc. (o 60 proc. od 1990 roku). W latach 2004 - 2011 nastąpił wzrost zatrudnienia na stanowisku profesora, docenta (5-krotny), adiunkta (o 23,8 proc.). Tendencję spadkową wykazuje zatrudnienie na stanowisku asystenta (o 23,4 proc. w tym okresie). Wzrosła też liczba zatrudnionych na stanowisku wykładowcy i starszego wykładowcy. W raporcie stwierdzono, że o dostępności stanowisk wyższych szczebli decyduje tytuł naukowy, a co za tym idzie - wzrost wynagrodzenia, zakres obowiązków służbowych oraz możliwości zatrudnienia w renomowanych uczelniach.
Na pocieszenie
W „Strategii rozwoju szkolnictwa wyższego w Polsce do 2020 roku” napisano: „ Polska kadra akademicka jest wysoko wykwalifikowana, mobilna i otwarta na świat. Wielu nauczycieli akademickich ma doświadczenie badawcze i dydaktyczne zdobyte w innych niż macierzysta uczelniach. Prowadzi w zrównoważonych proporcjach badania naukowe i działalność dydaktyczną, jest rzetelnie oceniana i godnie wynagradzana. Dorobek polskich uczonych jest zauważalny w świecie naukowym. W kształceniu o profilu zawodowym uczestniczą wybitni praktycy z kraju i z zagranicy." A skoro tak, to ludzie ci bez żadnej pomocy państwa powinni poradzić sobie nie tylko w świecie badań ale i biznesu i zacząć zarabiać na komercjalizowaniu swojego dorobku...
Beata Bujnowska-Kowalska