Nadwyżka zbyt wysoko wykwalifikowanych kandydatów na ryku pracy stanowi nie tylko polski, ale globalny problem. W przeciwieństwie do reszty świata, u nas wskazuje się jednak tylko te negatywne skutki zatrudniania pracowników poniżej ich kwalifikacji – na Zachodzie próbuje się natomiast znaleźć sposoby fachowej im pomocy. Chodzi przecież o przyszłe elity społeczeństwa.
„Mam dwa dyplomy magistra i kończę doktorat. Robię go z pewnym opóźnieniem, więc nie mam już ubezpieczenia na uczelni i dlatego się zarejestrowałam w urzędzie pracy jako osoba bezrobotna. Chcę się skupić na pracy naukowej i poszukać czegoś porządnego, a nie się rozdrabniać. Tymczasem dzisiaj bardzo niemiła pani w UP wcisnęła mi ofertę telemarketera i powiedziała, że nie mam prawa odmówić jej przyjęcia. Na stronie UP napisano, że mam prawo do „uzasadnionej” odmowy przyjęcia pracy, ale nie precyzują, co to znaczy? Chyba mój przypadek się kwalifikuje?” – pyta na jednym z forów internetowych dla prawników bezrobotna doktorantka. Podobnych pytań jest w sieci dużo więcej.
Praca mimo woli
Czasy, w których młodzi wykształceni ludzie podejmowali „wstydliwe” prace przy roznoszeniu ulotek, sprzątaniu ulic czy na tzw. zmywaku, wyłącznie za granicą dawno temu minęły. Dziś już w Polsce absolwentom wielu„ niechodliwych” kierunków proponuje się już podobne zajęcia. Rówieśnicy przyszłej pani doktor – bezrobotni absolwenci prawa, ekonomii czy politologii wyprowadzają odpłatnie psy, sprzątają biurowce lub są nocnymi stróżami. Imają się każdego płatnego zajęcia. Wiadomo, żadna praca nie hańbi, szczególnie, jeśli to praca nakazana przez powiatowy urząd pracy. Za odrzucenie oferty pochodzącej stamtąd grozi utrata zasiłku dla bezrobotnego a nawet ubezpieczenia. Polskie przepisy skonstruowane są tak, że by móc korzystać ze statusu osoby bezrobotnej należy stawiać się na każde wezwanie z pośredniaka. Tamtejszy doradca ( do tej pory był to pośrednik pracy) ma obowiązek raz na 120 dni przedstawić bezrobotnemu ofertę zatrudnienia. Przepisy nie definiują jednak, jaka to ma być praca. Zgodnie ze „Standardami i warunkami prowadzenia usług rynku pracy” wystarczy, że pracodawca korzystający z usług UP zaproponuje umowę, od której odprowadzane są składki na ubezpieczenie społeczne (w rachubę wchodzi więc umowa o pracę lub umowa zlecenie).
Urzędnik wie najlepiej
To urzędnik decyduje, czy bezrobotny ma wystarczające kwalifikacje lub doświadczenie zawodowe, by ją wykonywać. Może zdarzyć się też tak, że pracodawca zadeklaruje, że przyuczy bezrobotnego do wykonywania danej pracy, wtedy brak doświadczenia czy kompetencji bezrobotnego nie ma już żadnego znaczenia przy skierowaniu do takiej pracy. Istotne jest, aby łączny czas dojazdu pracownika do miejsca pracy i z powrotem komunikacją publiczną nie przekraczał trzech godzin. Pracodawca musi zagwarantować też wynagrodzenie w wysokości co najmniej najniższej krajowej jeśli jest to zatrudnienie na cały etat. Rodzaj pracy się nie liczy. Z wyjątkiem prac, których wykonywanie wykluczy u danego bezrobotnego lekarz. Jeżeli z powodu stanu zdrowia dana osoba nie może pracować w jakiś określonych warunkach, np. na wysokości lub wymagającej dźwigania ciężarów, to we własnym interesie powinna udokumentować to w pośredniaku odpowiednim zaświadczeniem lekarskim. Urzędnik oferując jej prace musi wskazania lekarskie brać pod uwagę. Tylko odmowa pracy zagrażającej zdrowiu danej osoby jest uzasadniona. W przypadku braku przeciwskazań medycznych, odmowa podjęcia pracy może skończyć się dotkliwymi sankcjami, takimi jak: pozbawienie statusu bezrobotnego na okres:120 dni w przypadku pierwszej odmowy, 180 dni w przypadku drugiej odmowy, 270 dni w przypadku trzeciej i każdej kolejnej odmowy przyjęcia pracy.
Nieadekwatne zatrudnienie
Przyjęcie pracy poniżej kwalifikacji (tzw. underemployment ) to nie tylko poważny problem emocjonalny ( praca taka może wywołać poczucie wstydu, rozczarowania czy życiowej porażki oraz utratę wiary we własne siły i wartość), ale też często problem ekonomiczny, prowadzący do obniżenia standardów życia. Badania dwojga amerykańskich naukowców: Joann Prause oraz Davida Dooleya pokazują, że podjęcie pracy poniżej własnych ambicji i posiadanych kwalifikacji wiąże się zwykle relatywnie niskim poziomem uzyskiwanych zarobków bądź niekorzystnymi formami zatrudnienia (np. wymuszona praca na część etatu, praca z powtarzającymi się przerwami wynikającymi z cyklu produkcyjnego itp.). Jakie psychologiczne konsekwencje może mieć przedłużający się stan zawodowej nieadekwatności? Problem ten opisuje teoria witaminowa Petera Warra, zgodnie z którą każde środowisko zawodowe można analizować pod kątem tzw. psychologicznych „witamin”. W zależności od jakości środowiska zawodowego (dostępności „witamin”) może ono wpływać dobroczynnie bądź negatywnie na zdrowie psychiczne człowieka. Gdy człowiek jest zmuszony do wykonywania pracy poniżej swoich kwalifikacji przez dłuższy okres czasu, pojawia się u niego poczucie niespełnienia. Umiejętności niewykorzystywane zanikają lub ich poziom drastycznie obniża się. Wiąże się z tym również poczucie niezadowolenia z celów realizowanych w pracy. Na przykład, jeżeli pracownik z wykształceniem wyższym zajmuje się głównie czynnościami pomocniczymi, nie mającymi wiele związku z posiadanymi kwalifikacjami, to nawet, jeżeli jest chwalony za wykonywanie tej pracy, nie daje mu to odpowiedniej satysfakcji. W konsekwencji pracownik taki zamiast dumy z wykonywanej pracy może odczuwać rozczarowanie, a nawet wstyd – jeżeli dysonans pomiędzy rzeczywistością a aspiracjami jest wyjątkowo duży. Praca zawodowa zamiast wzmacniać pozycję społeczną pracownika – osłabia ją.
Ślepa uliczka? Nie koniecznie!
Czy zatem każda praca poniżej oczekiwań i kompetencji prowadzi do pauperyzacji i psychicznej degradacji? Otóż nie. Bez większej szkody można wykonywać prace poniżej kwalifikacji w krótszym okresie czasu, szczególnie gdy czas ten jest ściśle określony i szczególnie wtedy, gdy inaczej nieco definiujemy nasze cele zawodowe. Dobry przykładem są studenci pracujący w czasie roku akademickiego bądź wakacji. Często wykonują prace relatywnie proste: są kelnerami, opiekują się dziećmi, czasami wykonują proste prace biurowe bądź prace fizyczne na budowie albo w rolnictwie itp. Najistotniejsze jest jednak to, że w zdecydowanej większości studenci mają całkowitą jasność, że jest to praca wykonywana jedynie w określonej perspektywie czasowej – do końca wakacji bądź studiów. Jej głównym celem nie jest najczęściej rozwój kariery, ale po prostu zdobycie gotówki.
Za dobrzy by ich stracić
A co jeśli horyzontu czasowego takiej pracy nie widać? Czy „brnąć w nią”? Andrew O’Connell, autor artykułu pt. „ Bajka o zbyt wyskokach kwalifikacjach” uważa, że psycholodzy pokazują tylko jedną, tę "ciemną stronę Księżyca", jaką są negatywne skutki zatrudniania wykształconych ludzi do prostych prac. Tymczasem, nowe badania pokazują, że zbyt wysoko wykwalifikowani pracownicy wykonujący prostą pracę osiągają zwykle lepsze wyniki niż reszta personelu, a przy tym wcale nie odchodzą z firmy szybciej. Co więcej, pewna prosta taktyka menedżerska, polegająca na obdarzeniu tych podwładnych większą autonomią, może złagodzić wszelkie ewentualne przejawy niezadowolenia z pracy.
Berrin Erdogan i Talya N. Bauer z Portland State University w stanie Oregon odkryli, że problem niezadowolenia z pracy wśród zbyt wysoko wykwalifikowanych pracowników można rozwiązać, gdy upoważni się ich do samodzielnego podejmowania pewnych decyzji. W placówkach pewnej sieci handlowej, w których zatrudnieni nie czuli się zachęcani do podejmowania inicjatywy samodzielnego podejmowania decyzji, ci „lepiej wykształceni" deklarowali wyższy poziom niezadowolenia niż ich koledzy, a prawdopodobieństwo, że zaczną nosić się z zamiarem odejścia, było większe. Jednak tego rodzaju różnicy w nastrojach nie odnotowano w sklepach, których pracownicy uważali swój poziom autonomii za wysoki.
Taki stan można osiągnąć pod warunkiem, że menedżerowie zdołają wznieść się ponad konwencjonalny tok rozumowania i dostrzegą, że rosnąca pula „zbyt dobrych" kandydatów to wielka szansa dla ich firm. Poziom wykształcenia i standardy nauczania na całym świecie rosną, nadwyżka zbyt wysoko wykwalifikowanych kandydatów na ryku będzie się zatem powiększać. Tymczasem, w przeciwieństwie do dyskryminacji ze względu na wiek czy płeć, nieprzyjęcie do pracy kandydata o zbyt wysokich kwalifikacjach wciąż jest całkowicie legalne…
Katarzyna Bartman