Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce

Zamknij

Kim są biedni - pracujący Polacy?

Data: 2014-09-22 00:00:00
Kim są biedni - pracujący Polacy?
Większość osób ubogich to wcale nie bezrobotni, ale osoby pracujące, często znacznie więcej niż przeciętni Polacy. Mimo to zjawisko working poor praktycznie nie istnieje w debacie publicznej. O jego nieobecności może świadczyć choćby fakt, że ostatnie duże badania na ten temat opublikowano w 2008 roku. Kim są polscy pracujący ubodzy, w jaki sposób żyją i dlaczego się o nich nie mówi.




W Polsce o biedzie mówi się na kilka utartych sposobów. Po pierwsze, bieda ma być przede wszystkim konsekwencją bezrobocia. Osoba, która nie ma pracy musi liczyć na pomoc państwa lub rodziny. Może również przez pewien czas żyć z oszczędności, jednak w Polsce nie jest to łatwe. Z sondażu CBOS opublikowanego na początku kwietnia tego roku wynika, że 60% Polaków nie odkłada na czarną godzinę. Kolejne 45% deklaruje, że ich gospodarstwa domowe są zadłużone. Życie z oszczędności po utracie pracy jest dla wielu ludzi po prostu nieosiągalne.


Po drugie, o biedzie w naszym kraju mówi się, jako o skutku niepełnosprawności, starości lub nagłego zdarzenia losowego. Figura takich ubogich świetnie wpisuje się w estetykę medialną. Biedą wynikającą z nieszczęścia bardzo łatwo jest grać. W medialnym spektaklu szuka się i osądza osoby, które przyczyniły się do tego, że biedny, pomimo tego, że na swoją biedę nie zasłużył, pozostaje biednym. Zazwyczaj w historię wplecione są „bezduszne przepisy”, czy „niekompetentni urzędnicy”. Po trzecie, biedny człowiek bywa utożsamiany z leniem, z kimś, kto przez swoją niefrasobliwość zasłużył na swój los. W Polsce nie istnieje jednak temat osób, którym pomimo normalnej, ciężkiej pracy niemal nie udaje się wiązać końca z końcem. To kategoria working poor – pracujących biednych, którzy pracują na swoje ubóstwo. I na nic więcej.



Solidność i odpowiedzialność za 8 zł/h


Restauracja włoska BelloeBouno poszukuje kelnerki lub kelnera z doświadczeniem. Restauracja ma zamiar zatrudnić osobę w pełnoetatowym wymiarze godzin oferując stawkę 8 zł netto za godzinę pracy. FallWork Sp. z o. o. Agencja Pracy Tymczasowej i Doradztwa Personalnego poszukuje pracownika produkcji. Firma oferuje umowę cywilnoprawną oraz stawkę godzinową w wysokości 8,25 zł brutto. Agencja Pracy Progres HR zatrudni personel pomocniczy do porządkowania wózków w markecie. Pracodawca oczekuje dyspozycyjności, odpowiedzialności, solidnego podejścia. Agencja oferuje umowę cywilnoprawną oraz 8 zł brutto na godzinę. Agencja Ochrony Juwentus pilnie zatrudni ochroniarza, który ma pracować w hotelach w centrum Warszawy. Stawka netto: 7 zł za godzinę. Agencja Ochrony E.B.O. poszukuje osób chętnych do współpracy. Firma zatrudni mężczyzn w wieku 40–65 lat, którzy mają ochraniać budynki w Warszawie. Przedsiębiorstwo płaci 6 lub 5 zł netto za godzinę pracy.


Wszystkie powyższe oferty zostały znalezione w sierpniu na jednej z najpopularniejszych polskich stron z ogłoszeniami. Wszystkie dotyczą Warszawy, czyli miasta, w którym utrzymanie należy do najdroższych w kraju. Ogłoszenia łączą jeszcze dwie rzeczy. Spora część z nich, o ile nie wszystkie, zamiast oferować kodeksową umowę o pracę (przypomnijmy, że w polskim prawie stosunek pracy występuje, kiedy zostaną spełnione trzy warunki: praca w określonych godzinach, w określonym miejscu oraz pod nadzorem) wspominają o umowach cywilnoprawnych. Wyjątek mogą tutaj stanowić umowy podpisywane z agencjami pracy tymczasowej. A przy tym żadna z ofert nie gwarantuje utrzymania na przyzwoitym poziomie, a część z nich po prostu skazuje pracowników na ubóstwo. Jeśli weźmiemy jako pewien wyznacznik przepisy kodeksu pracy, które mówią o 40 godzinnym tygodniu pracy, to praca za 8 zł netto miesięcznie przyniesie średnio pracownikowi lub pracownicy 1280 zł na rękę. Ale już praca za 5 zł netto to miesięczne wynagrodzenie w wysokości zaledwie 800 zł.


Prawo na to pozwala


Mając na uwadze fakt, że przepisy kodeksu pracy nie mają zastosowania do umów cywilnoprawnych możemy przypuszczać, że część z pracowników będzie pracować więcej niż 40 godzin tygodniowo. O ile więc osoba pracująca po 10 godzin dziennie za 8 zł netto dostanie miesięcznie 1600, to osoba pracująca za 5 dostanie jedynie 1000 zł, co będzie i tak poniżej płacy minimalnej, która w 2014 roku wynosi 1237,20 gr netto. W tym miejscu można na chwilę przystanąć i zastanowić się jak bardzo oburzająca jest sytuacja, w której ktokolwiek pracując po 10 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu otrzymuje wynagrodzenie w wysokości 1600 zł na rękę, nie mówiąc nawet o 1000zł. I nie mówimy o sytuacjach hipotetycznych, tylko o konkretnych wyliczeniach dla ofert firm ogłaszających się w Internecie. Jednocześnie należy również mieć na uwadze, że tego typu prace cechuje wysoka niestabilność. Nie jest więc pewne, że osoba pracująca jako kelner, czy ochroniarz będzie rzeczywiście miała możliwość przepracowania 40–50 godzin tygodniowa. Czasami może zdarzyć się, że praca wymagająca „dyspozycyjności” będzie oznaczała wypłatę za 30 lub mniej godzin tygodniowo. Warto wspomnieć, że podczas przetaczającej się w listopadzie ubiegłego roku debacie na temat wprowadzenia minimalnych stawek godzinowych (związkowcy proponowali prowadzenie minimalnych 11 zł brutto za godzinę) pojawiały się doniesienia o ogłoszeniach pracy za 2,5 zł netto za godzinę. Miesiąc pracy przy tego typu wynagrodzeniu to pensja w wysokości około 400 zł. I choć jest to przykład najbardziej skrajny, to pokazuje, że istnieją oferty, w których po przepracowaniu miesiąca pracownik nie uzyska wypłaty wystarczającej nawet na wegetację.



Definicja working poor


– Termin working poor przywędrował do nas ze Stanów Zjednoczonych. Tam pojawił się około lat 80. XX wieku. W tym czasie pracownicy socjalni zaobserwowali, że osoby pracujące zaczynają coraz częściej korzystać ze świadczeń socjalnych – stwierdza dr Rafał Muster z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego. – Najbardziej elementarna i prosta definicja mówi, że working poor to, najogólniej rzecz biorąc, kategoria osób, które pomimo wykonywania pracy pozostają osobami ubogimi – stwierdza Rafał Muster. To jednak definicja zbyt ogólna. Postarajmy się ją doprecyzować.
Monika Wójcik-Żołądek z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego w artykule „Bieda pracujących. Zjawisko working poor w Polsce” zauważa, że kłopoty definicyjne kategorii working poor zaczynają się już w miejscu, w którym chcemy zdefiniować pracę. Autorka przytacza definicję Krzysztofa Koneckiego, który twierdzi, że praca to aspekt wszystkich społecznych stosunków, których podtrzymywanie jest możliwe tylko przez komunikowanie się. Taka definicja znów jest jednak zbyt szeroka i bardzo trudno jest ją zoperacjonalizować. Warto więc skupić się na samej osobie pracującej, aby precyzyjniej uchwycić zjawisko. W Polsce w badaniach nad pracą zwykło się więc stosować definicję uznawaną przez Główny Urząd Statystyczny, która mówi, że pracujący, to osoba, która jest w wieku 15 lub więcej lat i w okresie badanego tygodnia wykonywała co najmniej godzinę pracę przynoszącą zarobek lub dochód. Do tego grona zalicza się pracowników najemnych, pracujących we własnym lub dzierżawionym gospodarstwie rolnym, osoby prowadzące działalność gospodarczą. 

Kolejną trudnością jest zdefiniowanie ubóstwa. Potocznie przez biedę rozumie się niedostatki materialne. Zastanawiając się nad owymi niedostatkami bardzo szybko zdajemy sobie sprawę z tego, że „niedostatek” jest kategorią bardzo subiektywną. W końcu można uznać, że definiowanie biedy, czy też ubóstwa jako niedostatku to nic innego jak definiowanie tego samego przez to samo.
W literaturze występuje sporo definicji biedy. Można do niej zaliczyć chociażby kategorię minimum socjalnego, które jest określane systematycznie od 1981 roku na pod­stawie uch­wały Rady Min­istrów przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych.

Minimum socjalne to taki koszyk dóbr, którzy powinien zapewniać możliwość reprodukcji sił życiowych człowieka, wychowanie dzieci, utrzymanie więzi społecznych, nauki i wypoczynku. Minimum socjalne pozwala na zapewnienie na niskim poziomie potrzeb konsumpcyjnych1. Jak jednak zauważa dr hab. Ryszard Szarfenberg z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego, minimum socjalne nie jest uznawane za granicę ubóstwa. Znacznie bardziej wiarygodnym jest tzw. minimum egzystencji (ubóstwo absolutne), które również wyznacza IPSS.

Minimum egzystencji, zwane także min­i­mum bio­log­icznym, to poziom zaspoko­je­nia potrzeb kon­sump­cyjnych, poniżej którego wys­tępuje bio­log­iczne zagroże­nie życia i roz­woju psychofizy­cznego człowieka. Zas­paka­janie potrzeb na tym poziomie i zakre­sie rzec­zowym umożli­wia jedynie przeży­cie2. To jednak, co się zwykło przyjmować w badaniach nad working poor to tzw. ubóstwo relatywne, czyli pewien stosunek dóbr posiadanych przez gospodarstwo domowe do dóbr analizowanej populacji. Mówiąc nieco jaśniej working poor to osoby, które zarabiają pewną część tego, co zarabiają przeciętni przedstawiciele badanego społeczeństwa. CBOS w badaniach opublikowanych w 2008 roku (i do dzisiaj największych w Polsce na temat zagadnienia working poor) dla celów badawczych zalicza do kategorii pracujących biednych osoby mające stałą pracę zarobkową w pełnym lub niepełnym wymiarze czasu, których zrównoważony, rozporządzalny dochód netto per capita w gospodarstwie domowym sytuuje się poniżej 60% mediany dochodu całej analizowanej populacji. Przypomnijmy, że mediana dochodu to „miejsce”, w którym w badanej grupie połowa osób ma wyższe dochody, a połowa niższe.


Niewidzialni pracujący za grosze


W 2001 roku w Stanach Zjednoczonych została wydana głośna książka Barbary Ehrenreich „Za grosze. Pracować i (nie) przeżyć” (w Polsce pozycja ukazała się w 2006 roku). Autorka, będąca współpracowniczką między innymi Time’a i New York Times Magazine, przez dwa lata podejmowała nisko płatne prace w USA obserwując od wewnątrz jak wygląda życie pracujących ubogich. Ehrenreich zauważa, że pracownicy working poor dla wielu osób z klasy średniej są przeźroczyści, niewidzialni. „Sprzątaczki jako grupa zawodowa są niewidzialne, a gdy ktoś zwraca na nas uwagę, to często tego żałujemy” – stwierdza w książce Barbara Ehrenreich, która przez pewien czas pracowała sprzątając domy amerykańskiej klasie średniej i wyższej. „Biedni zniknęli z szeroko pojętej kultury, z politycznej retoryki i intelektualnych przedsięwzięć, tak samo jak z codziennej rozrywki” – pisze w innym miejscu autorka. Biedni ubodzy to tzw. missing class, nieobecna klasa społeczna. Termin ten został wprowadzony na dobre do dyskursu o niskopłatnych pracach przez Katherine S. Newman oraz Viktora Tan Chena w książce wydanej w 2007 roku. Należy jednak zaznaczyć, że autorzy nie utożsamiają missing class z pracującymi biednymi. Missing class to również ludzie, których byśmy sytuowali również w okolicach minimum socjalnego. 


Niewidzialni dla banków

„Niewidzialność”, czy też „przezroczystość” osób z kategorii working poor można rozumieć dwojako. Po pierwsze może rozumieć ją dość dosłownie – ludzie pracujący za bardzo małe pieniądze mieszkają w dzielnicach oddalonych od centrum, nie pojawiają się w śródmieściach – chyba, że akurat tam pracują – ponieważ nie stać ich na ofertę kulturalno-rozrywkowe centrów. Są więc niewidzialni dla osób, które mają władzę tworzenia dyskursu. Nie mogą być zauważeni, skoro ich drogi oraz drogi osób z klasy średniej i wyższej niemal nigdy się nie przecinają. A problem niewidzialny to w logice publicznej debaty problem przemilczany.


Ale „niewidzialność” to również nieobecność w badaniach. Pomimo tego, że problem istnienia takiej kategorii pracowników jest w literaturze poruszany od jakiegoś czasu w Polsce wciąż bardzo mało wiemy o pracujących biednych. Głos osób, które zajmują się tematyką pracujących ubogich w Polsce jest prawie niesłyszalny. Jedynym obszernym badaniem z ostatnich lat dotyczącym working poor jest opracowanie CBOS z 2008 roku, o którym była już mowa wyżej. – Takie przemilczenie wynika z pewnej nierównowagi w sposobie konstruowania dyskursu o rynku pracy w naszym kraju. W sporej części jest on zdominowany przez przedsiębiorców i organizacje pracodawców. To właśnie tym środowiskom często zależy na ponoszeniu jak najniższych kosztów pracy, czego konsekwencją jest właśnie kategoria osób working poor – mówi Dominik Owczarek z Instytutu Spraw Publicznych. – Z drugiej strony w tak konstruowanym dyskursie trudno jest o głos środowisk pracowniczych, ponieważ związki zawodowe są za słabe, żeby się przebić ze swoimi argumentami. A pracownicy, przy rynku pracodawcy, godzą się na wszystkie warunki jakie się im oferuje – dodaje Dominik Owczarek.



Kim są w pracujący biedni?


Na dobrą sprawę niewiele o nich wiadomo. Możemy bazować jedynie na badaniu CBOS sprzed 6 lat lub posiłkować się fragmentarycznymi danymi, z których możemy wyławiać obraz polskiego pracującego biednego. Badania z 2008 roku mówiły o skali zatrważającej skali zjawiska. Wtedy pracujący biedni stanowili 6,6% populacji dorosłych Polaków. Może się wydawać, że to niewielki procent, jednak jeśli weźmiemy pod uwagę liczby bezwzględne otrzymujemy rzeszę ponad 2 mln osób. Podczas badania dotyczyło to osób, których zrównoważony, rozporządzony dochód netto na osobę w gospodarstwie domowym nie przekraczał 640 zł. Był więc wyższy od minimum biologicznego wyznaczanego na rok 2014 dla jednoosobowego gospodarstwa domowego o prawie 100 zł. Problem był charakterystyczny dla osób w średnim wieku, które przekroczyły 40. rok życia (55,1%). Zmienną, która korelowała z ubóstwem było również miejsce zamieszkania: ponad 70% pracujących ubogich mieszkało na wsiach i w małych miasteczkach do 20 tys. mieszkańców. Małe miejscowości to obszary „niewidzialne” dla osób tworzących dyskurs publiczny. To raczej kategoria wyobraźni i politycznych przepychanek niż obszary solidnie zbadane.


Niestety nie wiadomo na ile te dane o wieku i miejscu zamieszkania polskich working poor są aktualne. Zjawisko nie mogło zmienić się diametralnie, jednak mogły zajść zauważalne modyfikacje trendów. Rafał Muster uważa, że sytuacja pracujących ubogich w wyniku kryzysu jeszcze się pogorszyła. – Osoby należące do working poor to osoby pracujące na część etatu przy płacy minimalnej lub osoby, które w ogóle nie mają etatów, czyli utrzymujące się z umów zleceń, o dzieło, bądź pracujące bez jakiejkolwiek umowy – stwierdza Ryszard Szarfenberg. A należy przypomnieć, że w ostatnich latach obserwowaliśmy prawdziwy boom zatrudniania na umowy inne niż bezterminowa umowa o pracę.


Badacze zwracają również uwagę na prekaryzację młodych ludzi. – Otrzymanie umowy o pracę przez osobę młodą, która bez większego doświadczenia wkracza na rynek pracy graniczy niemalże z cudem, zwłaszcza, jeżeli mówimy o przedsiębiorstwach prywatnych – stwierdza Rafał Muster. – Zazwyczaj jest tak, że osoby młode, wchodzące na rynek dostają najpierw prace niepewne, są zatrudniane na umowy cywilnoprawne. Dopiero druga, czy trzecia praca daje im stabilne zatrudnienie oraz lepsze pensje. Jest też jednak tak, że część z tych osób, zwłaszcza z tych z niskim wykształceniem, pracuje na umowach cywilnoprawnych bardzo długo, a postęp mierzony stabilnością zatrudnienia u nich nie występuje – stwierdza Ryszard Szarfenberg.
Badania CBOS wykazały także, że gospodarstwa domowe pracujących biednych są liczne – średnio 4,2 osoby. To zapewne się również nie zmieniło, ponieważ wielodzietność, nawet przy relatywnie wysokich płacach, powoduje, że dochody rozkładają się na większą ilość osób w gospodarstwie domowym. To z kolei powoduje, że nawet duża pensja może łączyć się z niewielkimi pieniędzmi na głowę jednego domownika.
Rafał Muster zauważa również, że na przynależność do working poor bardziej narażone są kobiety. Mamy tutaj do czynienia z dobrze opisanym zjawiskiem luki płacowej, czyli niższym opłacaniem kobiet na rynku pracy. Zjawisko to objawia się nie tylko na polskim rynku pracy, ale jest problemem globalnym. Wśród working poor więcej jest też osób o niższym statusie społecznym, o niższym poziomie wykształcenia. – Narażone na przynależenie do grupy pracujących biednych są z pewnością osoby niepełnosprawne – dodaje Muster.
Pewne światło na zagadnienie mogą rzucić opublikowane w zeszłym roku przez GUS badania dotyczące ubóstwa. Wynika z nich, że w 2012 roku zagrożenie ubóstwem negatywnie korelowało z wykształceniem. Osób zagrożonych ubóstwem wśród tych z wyższym wykształceniem było 0,5%, ale już dla osób z wykształceniem co najwyżej gimnazjalnym wskaźnik ten wynosił 16,2%. Dane nie brały jednak pod uwagę samego zatrudnienia. W sumie w Polsce w 2012 roku zagrożonych skrajnym ubóstwem było 6,7% osób. Największą część tej grupy stanowili rolnicy – 10,9%, pracownicy – 6% oraz, co ciekawe, również osoby pracujące na własny rachunek – 2,5%.



Koszty wysokiej elastyczności 


Choć pracujący biedni to kategoria znana w kapitalizmie od jego zarania, to w pewnym momencie w krajach demokratycznych niemal zniknęła. Było to tuż po wojnie, kiedy mieliśmy do czynienia ze stałym, wieloletnim wzrostem. Jednak wraz z kryzysem modelu państwa opiekuńczego to się zmieniło. – W połowie lat 70. XX wieku skończył się potężny, powojenny boom gospodarczy. Na to nałożył się również kryzys paliwowy. Sposobem przetrwania wyhamowania gospodarczego dla wielkich koncernów było cięcie kosztów, również pracowniczych. Na coraz większą skalę zaczęto uelastyczniać formy zatrudnienia, natomiast proces uelastyczniania rynku pracy doprowadził do pauperyzacji osób aktywnych zawodowo – stwierdza Rafał Muster.
Rzeczywiście, uelastycznienie rynku pracy w bardzo wielu opracowaniach na temat working poor zajmuje jedno z najważniejszych miejsc po stronie przyczyn. Pewnym anegdotycznym dowodem na to, że elastyczne formy zatrudnienia przynajmniej korelują ze zjawiskiem working poor są przedstawione na początku tekstu oferty pracy, w których ani jedna nie oferuje (chociaż w zasadzie wszystkie powinny) umowy o pracę.
Często ze strony przedsiębiorców możemy usłyszeć, że uelastycznienie rynku pracy i prawnych form zatrudnienia jest korzystne zarówno dla pracodawców, jak i pracowników. Takiemu postawieniu sprawy sprzeciwia się dr Rafał Muster. – Elastyczne formy zatrudnienia rzeczywiście zazwyczaj są korzystne dla przedsiębiorców, dla pracodawców. Taki sposób zatrudniania może być przekładać się na korzystne wyniki makroekonomiczne. Ale ma również swój koszt społeczny. Tym kosztem są właśnie rzesze pracujących biednych – stwierdza.



Strategie pracujących biednych


W Polsce o ludziach biednych często stereotypowo mówi się jako o ludziach leniwych. Tymczasem okazuje się, że przynajmniej część biednych to ludzie bardzo zapracowani. – Zatrudniani za bardzo niskie stawki godzinowe biorą dodatkowe godziny, czy dodatkowe zlecenia, aby utrzymać nie tylko siebie, ale również swoje rodziny – stwierdza Rafał Muster. Bywają również klientami pomocy społecznej. Kiedy wpada się do kategorii working poor jednym z pierwszych zabiegów jest ograniczanie poziomu konsumpcji i jej jakości oraz rezygnacja z części aktywności, które wymagają nakładów finansowych. Pracujący ubodzy rezygnują na przykład z uczestniczenia w kulturze, wypoczynku, aktywnym, wymagającym nakładów finansowych spędzaniu wolnego czasu. – To właśnie potrzeby wyższego rzędu są ograniczane w pierwszej kolejności. W ostatniej kolejności ogranicza się kwestie związane z wyżywieniem, czy lekarstwami – mówi Rafał Muster. Myśląc o biednych pracujących warto podkreślić ich determinację. – To są ludzie bardzo aktywni, którzy chcą pracować, chcą być niezależni, wykazując dużą inicjatywę i etykę pracy – mówi Rafał Muster. Ważne jest, aby pamiętać również, że życie w grupie working poor wymaga sporych zdolności logistycznych związanych chociażby z poszukiwaniem tanich dóbr konsumpcyjnych. Jak stwierdza Barbara Ehrenreich w swojej książce, jest to „życie z kalkulatorem i zeszytem w ręku”. Nie można pozwolić sobie na niekontrolowane wydatki, ponieważ taka nonszalancja mogłaby po prostu zakończyć się głodem. Do tego spora część z tej grupy bierze dodatkowe zlecenia, pracując niejednokrotnie ponad 10 godzin dziennie z tylko jednym dniem wolnym w tygodniu. Pracujący biedni muszą również liczyć na siebie: w domowych obowiązkach nikt ich nie wyręczy, nie mogą zatrudnić pomocy domowej, ani zamówić jedzenia na wynos, gdy mają taki kaprys.


Można więc zaryzykować tezę, że biedne osoby pracujące należą do najbardziej zapracowanych przedstawicieli społeczeństwa, choć owoce ich pracy są niewidoczne. Ich status missing class przekłada się też na niezauważalność ekonomiczną ich trudu i ogromu pracy, jaki wkładają w codzienne życie. Dominik Owczarek sceptycznie podchodzi do możliwości ich awansu społeczno-zawodowego. – Raczej nie ma skutecznych strategii wychodzenia z working poor – stwierdza. Ryszard Szarfenberg wskazuje jako czynnik motywujący do zmiany swojego położenia np. urodzenie pierwszego dziecka i ustabilizowanie sytuacji rodzinnej. Taki motywator ogranicza się jednak raczej do młodych członków prekariatu, którzy mają szanse na awans społeczny. Jak jednak wcześniej zostało zaznaczone, spora część osób z kategorii working poor, to osoby, które przekroczyły 40 rok życia. W tym momencie awans społeczny przez podnoszenie kwalifikacji jest o wiele trudniejszy. 

Praca za niewielkie pieniądze, która często pochłania kilkanaście godzin dziennie odbiera energię do kształcenia się, co mogłoby zwiększyć szanse na rynku pracy. Dodatkowo należy pamiętać, że podnoszenie kwalifikacji często łączy się z koniecznością wydania pieniędzy. Nawet darmowe kursy internetowe, które dla osób z klasy średniej wydają się być oczywistym rozwiązaniem takiego problemu, są często dla working poor nieosiągalne, ponieważ wymagają nie tylko posiadania komputera, ale również kompetencji jego obsługi.


– Osoby, które znalazły się w grupie working poor chyba nie zdają sobie sprawy z przynależenia do tej kategorii. Oczywiście szukają możliwości stałego zatrudnienia, nie jedynie dorywczego, chwilowego – dodaje Rafał Muster. Podobny opis środowiska working poor, tylko, że widzianego od środka możemy znaleźć w książce Barbary Ehrenreich. Publicystka zapytała swoje koleżanki – z którymi przyszło jej pracować jako sprzątaczce podczas jej wcieleniowego eksperymentu – co myślą o tych wszystkich ludziach, którym sprzątają wille. „Lori, która w wieku 24 lat ma poważne kłopoty z dyskiem [od ciężkiej pracy fizycznej] i 8 tysięcy dolarów długu na karcie kredytowej mówi: ”.


Kamil Fejfer



1 Minimum socjalne jest obliczane na podstawie koszyków dóbr dla gospodarstwa domowych, a nie dla poszczególnych osób. W grudniu 2013 roku minimum socjalne dla gospodarstwa jednoosobowego wynosiło 1065,22 zł, a dla gospodarstwa pięcioosobowego 4145,58 zł.

2 Podobnie jak w przypadku minimum socjalnego, minimum egzystencjalne obliczane jest dla koszyka dóbr dla gospodarstwa domowego. W 2013 roku dla jednoosobowego gospodarstwa domowego wynosiło ono 541,91 zł oraz 2232,86 zł dla pięcioosobowego gospodarstwa.

Źródło: FISE

Komentarze

Twój komentarz może być pierwszy!

Ostatnie w kategorii Pomoc publiczna

  • Centralny Rejestr Ofert Pracy – świetnie, ale prawie nikt o nim nie słyszał !

    Centralny Rejestr Ofert Pracy – świetnie, ale prawie nikt o nim nie słyszał !

    Centralny Rejestr Ofert Pracy – świetnie, ale prawie nikt o nim nie słyszał! Anna Wicha, dyrektor generalny Adecco Poland i prezes zarządu Polskiego Forum HR:

    Data: 2014-12-02 00:00:00, Kategoria:Pomoc publiczna
  • Pośredniaki do zmiany od zaraz!

    Pośredniaki do zmiany od zaraz!

    Gdyby na problem polskiego rynku pracy patrzeć tylko z perspektywy stopy bezrobocia, można by odtrąbić umiarkowany sukces w walce z kryzysem na tym polu – w końcu bezrobotnych ubywa już od wielu miesięcy. Przy odrobinie wnikliwości trudno..

    Data: 2014-10-06 00:00:00, Kategoria:Pomoc publiczna
  • Spadek bezrobocia to fikcja

    Spadek bezrobocia to fikcja

    Bezrobocie spada, bo zarejestrowani bezrobotni nękani są przez urzędy, albo sami rezygnują ze statusu bezrobotnego. Brzmi nieźle, ale rzecz w tym, że te dwie przyczyny stały za istotną częścią wykreśleń z rejestru bezrobotnych od wielu..

    Data: 2014-07-17 00:00:00, Kategoria:Pomoc publiczna
  • Rewolucja w pośredniakach?

    Rewolucja w pośredniakach?

    Nowelizacja Ustawy o promocji zatrudnienia dała powiatowym urzędom pracy (PUP) do dyspozycji nowy mechanizm outsourcingu działań aktywizacyjnych. Ale to nie wszystko – wygląda na to, że udrożniony został istniejący w akcie od sześciu..

    Data: 2014-07-10 00:00:00, Kategoria:Pomoc publiczna

Podobne artykuły

  • Państwo karmi rekiny naszym kosztem

    Państwo karmi rekiny naszym kosztem

    Firmy nie chcą być niczym więcej, niż organizacjami do generowania zysku. Państwo zaś stara się pozbyć jak największej części swoich obowiązków względem obywateli. Te dwie siły napędzają proces przesuwania kosztów, obowiązków..

    Data: 2014-04-21 00:00:00, Kategoria:Pomoc publiczna
  • Czy urzędy pracy dobrze wykorzystują fundusze na szkolenia dla bezrobotnych?

    Czy urzędy pracy dobrze wykorzystują fundusze na szkolenia dla bezrobotnych?

    Zdarza się, że szkolenia, na które kierują bezrobotnych urzędnicy powiatowych urzędów pracy, są wyrzucaniem publicznych pieniędzy w błoto. Bezrobotni nie buntują się przed uczestnictwem w źle dobranych kursach, bo boją się stracić świadczenia...

    Data: 2013-01-18 00:00:00, Kategoria:Pomoc publiczna
  • Centralny Rejestr Ofert Pracy – świetnie, ale prawie nikt o nim nie słyszał !

    Centralny Rejestr Ofert Pracy – świetnie, ale prawie nikt o nim nie słyszał !

    Centralny Rejestr Ofert Pracy – świetnie, ale prawie nikt o nim nie słyszał! Anna Wicha, dyrektor generalny Adecco Poland i prezes zarządu Polskiego Forum HR:

    Data: 2014-12-02 00:00:00, Kategoria:Pomoc publiczna