
Po felietonie Łukasza Piechowiaka przez media przetoczyła się fala tekstów odgapiających spostrzeżenie głównego ekonomisty portalu Bankier.pl, który zwrócił uwagę, że spadek wskaźnika bezrobocia nie musi oznaczać wzrostu zatrudnienia.Opierając się na kwartalnej GUS-owskiej publikacji raportującej w szczegółach ruch w rejestrach bezrobotnych, prowadzonych przez powiatowe urzędy pracy (PUP), Piechowiak zwrócił uwagę na to, że blisko 1/3 wyrejestrowanych to osoby, które nie potwierdziły swojej gotowości do pracy lub straciły status bezrobotnego dobrowolnie. Ta pierwsza to osoby, które nie stawiły się na wezwanie, przestały uczestniczyć w szkoleniu, nie przyjęły proponowanej pracy bez wiarygodnego uzasadnienia itd. Ta druga grupa to np. osoby, które dalej są bezrobotne, ale zostały objęte ubezpieczeniem zdrowotnym przez członka rodziny.
Odsetek jest znaczący – ten argument trudno podważyć. Jednak nie jest to zjawisko nowe. Co więcej, w ostatnich trzech latach można wręcz pokazać, że udział wymienionych wyżej przyczyn wyrejestrowania MALEJE, co przedstawia poniższa tabela.
Wybrane przyczyny wykreślenia z rejestru bezrobotnych
Źródło: „Bezrobocie rejestrowane” – kwartalne publikacje GUS
Zjawisko to przykuło na moment uwagę mediów właśnie teraz, gdy wskaźnik ten jest najniższy od blisko dekady. Przy czym – jak można zauważyć w komentarzach – problem oczywiście nie leży w tym, że zasiłek dla bezrobotnych otrzymuje co szósty bezrobotny, albo że podobny jest udział bezrobotnych, do których adresowane są działania aktywizacyjne. Problem tkwić ma w zafałszowaniu, jakie niesie w sobie stopa bezrobocia rejestrowanego – którego metodykę liczenia znamy od początku odkąd jest on podawany.
Stopa bezrobocia była, jest i będzie kłamać. Co więcej, w praktyce może zostać z marszu obniżona do zera – formuła wpisywania i wykreślania z rejestru jest przecież domeną MPiPS. Ale nawet bez takich skrajnych ruchów trzeba pamiętać, że kampania „nękania” bezrobotnych koniecznością częstego odwiedzania urzędu (np. związana z wprowadzaną reformą w urzędach pracy) zniechęci istotną ich część do utrzymywania statusu bezrobotnego. Za to zapowiadane wprowadzenie „jednego okienka” spowoduje, że bezrobotni przestaną tak masowo znikać z rejestru za sprawą dwóch wymienionych przyczyn, a ich liczba może nawet wzrosnąć – choć w tym czasie realna sytuacja na rynku pracy może trwać bez zmian.
Dlaczego więc używamy wskaźnika stopy bezrobocia rejestrowanego? Oprócz przyzwyczajenia i jego „urzędowości” wskazać można kilka przyczyn. Po pierwsze, każdy zarejestrowany to konkretna, znana z imienia i z nazwiska osoba. To mniej abstrakcyjne pojęcie niż bezrobocie liczone metodyką BAEL, gdzie wielkość liczby bezrobotnych powstaje na zasadzie szacowania. Po drugie, bezrobocie rejestrowane jest precyzyjne, a BAEL-owskie zaokrąglane, doszacowywane, liczone na bazie ankiety przeprowadzanej na grupie 20–30 tys. gospodarstw domowych. Po trzecie w końcu (i najważniejsze), dane na temat bezrobocia rejestrowanego mamy co miesiąc, z niewielkim opóźnieniem. Dane na temat bezrobocia BAEL – co kwartał i do tego blisko dwa miesiące po zakończeniu badanego okresu. Natura ludzka sprawia, że lubimy informacje bardziej precyzyjne i częściej podawane – nawet, jeśli niosą większy bagaż błędu czy mają większy potencjał, by wodzić nas na manowce.
Spadek stopy bezrobocia rejestrowanego fikcją nie jest (choć przyczyny są zróżnicowane i nie zawsze są krzepiące). Zmniejsza się także bezrobocie BAEL: w I kwartale tego roku było niższe od poziomu stopy bezrobocia rok wcześniej o 0,7 pkt proc. Zmiany tych dwóch wskaźników nie pociągają za sobą jednak istotnego wzrostu liczby zatrudnionych – przynajmniej w sektorze przedsiębiorstw, co sugeruje, że pod uwagę musimy brać czynniki trudne do uchwycenia statystycznego np. migrację zarobkową. I to jest dopiero poważny kłopot.
Łukasz Komuda,FISE