Etat albo kontrakt, możliwość pracy zdalnej, nawet do 100 proc. czasu pracy. Zarobki: 5 - 8 tys. zł miesięcznie brutto. Tyle pracodawca zamierza płacić programiście, m.in. za tworzenie nowych i modyfikację istniejących aplikacji (od CMS po ERP/CRM), napisanych w PHP. W innej ofercie zatrudnienia też mowa o elastycznych godzinach pracy, możliwej pracy w domu i także z wynagrodzeniem wyższym od średniej krajowej, bo w przedziale 3,5 - 6 tys. zł (netto!). Przeciętna pensja w Polsce to ok. 3,7 tys. zł brutto, jak wynika ze statystyk GUS. Nie wiemy, kim są pracodawcy, proponujący powyższe warunki. Ogłoszenia pochodzą od agencji zatrudnienia, a takich ofert jest znacznie więcej i stale ich przybywa. O programistów, i w ogóle informatyków, wciąż zabiega niemało firm. Szanse zarobku większego niż zwykłe kieszonkowe ma nawet młodzież bez dyplomu magistra czy inżyniera. Wynagrodzenie 3 - 5 tys. zł miesięcznie brutto, do tego premie, pełny etat - ten anons (z ostatnich dni) zaadresowano do kandydatów na projektanta-administratora stron WWW, z wykształceniem co najmniej średnim ogólnokształcącym i dwuletnim doświadczeniem.
Specjaliści IT stanowią grupę zawodową, której wiedzie się najlepiej na rynku pracy. W tej dziedzinie perspektywy roztaczane przed młodymi ludźmi chyba najbardziej sprawdzają się w praktyce. Nic dziwnego, że obecny rok akademicki jest drugim z rzędu, w którym informatyka miała największe wzięcie wśród kandydatów na studia. Państwo śmiało może się pochwalić: pieniądze na dofinansowanie tego kierunku nie idą na marne. Studenci zaś mogą być zadowoleni, że dokonali właściwego wyboru, a ci którym przyszło za to słono płacić - wierzą w szybką amortyzację kosztów studiowania.
Słono, czyli ile? Jeśli przyjrzeć się cennikom płatnych studiów, w pierwszym odruchu można rzeczywiście złapać się za kieszeń. Popularna wśród młodzieży Polsko-Japońska Wyższa Szkoła Technik Komputerowych w Warszawie, za dzienne studia inżynierskie na informatyce, winszuje sobie co miesiąc 1080 zł, za zaoczne - 700 zł, a magisterskie odpowiednio: 1230 zł i 800 zł. Pełna edukacja, siedem semestrów studiów I. stopnia i trzy II. stopnia, wymaga zainwestowania ponad 56 tys. zł (studia dzienne) albo przeszło 36 tys. zł (zaoczne). Nie licząc wpisowego, paru innych opłat czy kosztów zakwaterowania studentów przyjezdnych. To więcej niż w rzeszowskiej Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania, najczęściej wybieranej niepublicznej szkole technicznej. W nadchodzącym roku akademickim 2014/2015 czesne za miesiąc nauki przyszłych informatyków ustalono tam w wysokości 500 zł na dziennych studiach inżynierskich, na zaocznych ok. 400 zł, na magisterskich odpowiednio: 522 zł i ok. 400 zł. Sumując, zaoczna informatyka to koszt ponad 21 tys. zł, a dzienna - prawie 28 tys. zł, za pięć i pół roku edukacji. Informatyka jest wreszcie kierunkiem płatnym wieczorowych i zaocznych studiów na politechnikach. Na Politechnice Warszawskiej, w tym systemie, studia na razie zawieszono (możliwa jest jedynie nauka na odległość). Gdyby nie to, za jeden semestr na studiach I. stopnia należałoby zapłacić 4150 zł, czyli ponad 29 tys. zł za siedem semestrów. Na Politechnice Gdańskiej jest taniej, na dojście do dyplomu inżyniera trzeba by wydać prawie 20,3 tys. zł, do magistra - 13,3 tys. zł (4 semestry). Razem to 33,6 tys. zł.
W branży mówi się, że pierwsza pensja dla absolwenta IT aha się w granicach ok. 4 tys. zł, ale może być też dwukrotnie wyższa. Gdyby najprościej liczyć, nie biorąc pod uwagę tzw. wydatków na życie, w pierwszym wariancie trzeba by popracować 10 miesięcy, aby zwróciło się czesne za studia na Politechnice Gdańskiej, w drugim wystarczy pięć. Jedna uwaga - do tego wyliczenia nie można się przywiązywać. Wielu przyszłych informatyków nie dokłada ani grosza do płatnej edukacji albo niewiele. Wymienione tu uczelnie, i nie one jedyne, dysponują sporą pulą różnorodnych stypendiów, w tym m.in. w ramach programu kierunków zamawianych (dofinansowanych przez Unię Europejską wespół ze skarbem państwa). Rzeszowska szkoła obiecuje pokryć wszystkim studentom czesne należne za dzienne studia inżynierskie, a dla połowy słuchaczy studiów magisterskich szykuje stypendia w wysokości 5 tys. zł rocznie.
Wspomniana warszawska szkoła polsko-japońska też stworzyła szanse dla połowy słuchaczy informatyki w ramach programu kierunków zamawianych, wypłacając im przez cały tok nauki po 1 tys. zł miesięcznie. System dofinansowań pozwala najlepszym na pokrycie czesnego w całości, a nawet na zarabianie na studiach, przyznaje Michał N., jeden z absolwentów rzeszowskiej uczelni. Podobnie wypowiadają się inni - nie tylko z Rzeszowa i nie tylko studenci informatyki, ale też innych kierunków ścisłych i technicznych, uznanych przez państwo za kluczowe dla polskiej gospodarki, wspieranych przez resort nauki i szkolnictwa wyższego, także gdy są wykładane w szkołach publicznych. Nawiasem mówiąc, w uczelniach prywatnych nie są tak częstym kierunkiem jak informatyka.
7 tys. zł za pracę dyplomową
Przyszli inżynierowie oceniają, że w zasadzie dla wielu studentów studia nie są takie drogie, także te odpłatne. - W Polsce trudno mówić o wysokich kosztach studiów, może nie licząc architektury, prawa, czy medycyny. Tam jest mało miejsc dla studentów dziennych, wielu studiuje wieczorowo i musi płacić czesne - mówi Grzegorz Sarwas, absolwent politechniki, magister inżynier elektrotechniki w specjalności automatyka i inżynieria komputerowa, doktor automatyki i robotyki (jednego z najbardziej obleganych kierunków podczas ostatniej rekrutacji). Jak podkreśla, niż demograficzny sprawił, że państwo dopłaca, aby studiowano. - Koszt akademika nie jest wysoki, stypendia za wyniki dostają także studenci zaoczni, można tym pokryć czesne.
Takie stypendia otrzymują też koledzy w niepublicznych uczelniach, dzięki czemu miesiąc nauki kosztuje studenta ok. 100 - 300 zł. Wszędzie są też różne stypendia, także socjalne dla najuboższych, i korzystne nisko oprocentowane kredyty studenckie - argumentuje doktor. Ponadto czasami prace inżynierskie czy magisterskie stanowią element przedsięwzięć finansowanych z grantów dla uczelni.
Grzegorz studiował dziennie, otrzymywał różną pomoc finansową - miesięczne stypendia za wyniki (200 - 550 zł), wypłaty z grantów dla uczelni (średnio 1000 zł), a kiedy się doktoryzował, był wynagradzany za odpracowanie 90 godzin rocznie, np. było to prowadzenie laboratoriów (od 1100 zł do 1450 zł netto) oraz stypendia wyjazdowe (8000 zł netto za miesiąc). Wydatków na konieczne pomoce, czyli kalkulator naukowy, książki, laptop itp. w zasadzie nie odczuł.
- Doktorat pozwolił mi spłacić wszystko. A pieniądze ze stypendium na dziennych studiach magisterskich przeznaczałem na kursy języka angielskiego - wyjaśnia. Praktycznie bez ponoszenia kosztów przechodzi przez naukę Piotr Bonik, student politechniki na kierunku mechaniki i budowy maszyn, też cieszącym się dużym zainteresowaniem.
- Studia techniczne nie kosztują dużo - ocenia Piotr. I prognozuje: jeżeli wziąć pod uwagę koszty życia w Warszawie, bo studia - jak mówi - ma za darmo oraz średnie zarobki, na jakie liczy po studiach, i gdyby przeznaczał na spłatę tylko pensję, to wszystko zwróciłoby mu się po 1 - 1,5 roku pracy.
Według Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń przeprowadzonego przez firmę Sedlak & Sedlak, absolwenci mechaniki i budowy maszyn mają szansę na wynagrodzenie w wysokości od 2 do 5 tys. zł. Ten kierunek na Politechnice Warszawskiej jest wykładany na dwóch wydziałach - na inżynierii produkcji za semestr nauki na niestacjonarnych studiach I. i II. stopnia trzeba zapłacić odpowiednio 2700 zł i 2500 zł, co przez 5 lat daje koszt ponad 25 tys. zł, a na mechanicznym energetyki i lotnictwa - 2100 zł i 2300 zł, i jest to zarazem najniższe czesne na tej uczelni (jednej z droższych w kraju). Najwyższe opłaty semestralne za zajęcia dydaktyczne w specjalnościach technicznych (inżynierskich), z wyłączeniem współfinansowanych przez UE w ramach programu kierunków zamawianych, sięgają 4990 zł. Tyle kosztuje semestr na architekturze i urbanistyce.
Agnieszka S., inżynier i technik architekt obliczyła, że do tej pory wydała na studia ok. 45 tys. zł. Na inżynierskie w Wyższej Szkole Ekologii i Zarządzania poszło ok. 20 tys. zł czesnego. Magisterskie zaoczne na Politechnice Śląskiej pochłonęły kolejne 20 tys. zł. Pozostałe 5 tys. zł wydawała na dojazdy, noclegi, pomoce, np. na wydruki plansz. O komputerze z dobrym programem graficznym nie wspomina. Jesienią planuje obronić pracę magisterską, ale droga do stabilizacji zawodowej jest przed nią jeszcze dosyć długa. Wybrała fach, w którym dyplom magistra nie daje pełni możliwości. Konieczne są jeszcze uprawnienia do wykonywania samodzielnych funkcji - projektowania albo kierowania robotami budowlanymi bez ograniczeń lub w ograniczonym zakresie. Przyznają je okręgowe izby inżynierów budownictwa.
Takie uprawnienia są też nadawane w innych specjalnościach: konstrukcyjno-budowlanej, drogowej, mostowej, kolejowej, wyburzeniowej, telekomunikacyjnej oraz instalacyjnych. Aby uzyskać uprawnienia, należy odbyć dwuletnią lub trzyletnią praktykę (na umowę o pracę, ale też i cywilnoprawne), dokumentowaną szczegółowo w specjalnej książce zarejestrowanej w izbie. Następnie tak zdobyta wiedza praktyczna jest weryfikowana, i dopiero wtedy można być dopuszczonym do egzaminu.Postępowanie kwalifikacyjne (weryfikacja praktyk) oraz sam egzamin kosztują razem tyle, ile minimalne wynagrodzenie za pracę, w bieżącym roku to 1680 zł. Niezależnie od praktyk, warto odbyć dodatkowy kurs przygotowawczy, średnio za ok. 1500 zł. A co w zamian?
- Wszyscy myślą, że architekt to prestiżowy zawód, przynosi duże zyski. Bez własnej pracowni i uprawnień zarobi on maksymalnie 3,5 tys. zł, i to mając kilkuletnie doświadczenie - wylicza Agnieszka. Uprawnienia powiązane z odpowiedzialnością za podpis pod projektami mogą podnieść zarobek do 6 - 7 tys. zł, ale zazwyczaj to ok. 4 - 5 tys. zł. Wiele wreszcie zależy od rozmiarów i skomplikowania zlecenia.
Grzegorz mówi tak: dyplom wyższej uczelni z nikogo nie zrobi milionera, ale pozwoli żyć na średnim poziomie. Wszyscy jego koledzy ze studiów mają pracę i nie narzekają na wynagrodzenia. Sam obecnie zajmuje się tworzeniem innowacyjnych technologii do zastosowań marketingowych i opracowywaniem algorytmów, głównie przetwarzania obrazów i widzenia komputerowego - w dziale R&D polskiej spółki Lingaro.
Według danych firmy doradztwa personalnego Adecco Poland, zarobki inżynierów prosto po studiach to ok. 4200 - 5500 zł brutto. Dużo jest stanowisk w sektorze przemysłowym i produkcyjnym, szczególnie powodzeniem cieszy się branża energetyczna i ciepłownictwo, elektrotechniczna, sektor chemiczny, branża kolejowa. Transportowa jest także bardzo dobrą gałęzią rynku dla młodych absolwentów, a w sektorze budowlanym z wolna widać ponowny ruch i być może na tym rynku sytuacja polepszy się w kolejnych kwartałach.- Tendencje rynkowe wskazują, że absolwenci budownictwa będą poszukiwani - przyznaje Joanna Niemyjska, specjalista
z serwisu Zielona Linia - Centrum Informacyjno-Konsultacyjnego Służb Zatrudnienia. Takie prognozy przedstawia też Bank Danych o Inżynierach (BDI), tj. firma, która od ponad 20 lat rekrutuje kandydatów na stanowiska techniczne. A przewidywania te biorą się zapowiedzianego wsparcia branży budowlanej unijnymi funduszami. UE przyznała Polsce na lata 2014 - 2020 kwotę 73 mld euro, z czego 24 mld na wydatki na infrastrukturę i środowisko. Dla inżynierów brzmi to obiecująco. Szczególnie dla wysoko wykwalifikowanych.
- Sam „papier”, w postaci dyplomu uczelni wyższej nie jest 100-proc. gwarantem znalezienia pracy - przypomina Aleksandra Szkołut, konsultant rekrutacji stałych w Adecco Poland. Również Eugenia Zbaraszczuk, kierownik ds. sprzedaży i marketingu w BDI podkreśla, że samo ukończenie studiów technicznych nie zagwarantuje inżynierom atrakcyjnej i dobrze płatnej pracy. Potrzebne jest doświadczenie, a po zatrudnieniu - stałe podnoszenie kwalifikacji zawodowych. - Pracodawcy zwracają uwagę na wszystko to, co kandydat robił wcześniej, także w trakcie nauki. W przypadku kilku absolwentów tego samego kierunku, ubiegających się o tę samą posadę, nietrudno zgadnąć, który ją otrzyma, jeśli tylko jeden wykazał się aktywnością poza samymi studiami - wyjaśnia Joanna Niemyjska. Natomiast Aleksandra Szkołut radzi wprost: w przypadku studiów zaocznych i wieczorowych najlepiej starać się o pracę w czasie trwania nauki.
Zdobyte doświadczenie (nawet pokrewne) powinno przynieść zdecydowanie większe możliwości znalezienia pracy w zawodzie niż sam dyplom. - Nie traciłam czasu na studiach zaocznych. Kiedy je skończyłam, miałam już 3 lata doświadczenia zawodowego - wyznaje Agnieszka. - Koledzy po studiach dziennych harują za darmo, nie mają żadnej praktyki, nikt ich od razu nie przyjmie za pieniądze - tłumaczy. Bo studia i prawdziwa praca architekta to dwa inne światy.
- Studia raczej są po to, by opanować podstawy, z reguły teoretyczne i zdać paręnaście egzaminów, co ułatwia później objęcie bardziej odpowiedzialnych stanowisk - ocenia Grzegorz. Jego zdaniem, nawet dodatkowe certyfikaty nie gwarantują dobrej posady, bardziej liczy się wiedza i umiejętności. Jak wyjaśnia, zagraniczne firmy oferują pakiety szkoleń, płacą za certyfikację w danej dziedzinie. Tak naprawdę w niektórych zawodach pełne korzyści z dyplomu magistra przynoszą dopiero branżowe uprawnienia, ale mimo tej świadomości, nie każdy chce je uzyskać. - To wiąże się z odpowiedzialnością - wyjaśnia Grzegorz. Agnieszka potwierdza, że specjalista z uprawnieniami koordynuje projekt, nadzoruje pracę zespołu. Mówi, że uprawnień raczej nie zdobywa się bezpośrednio po studiach, bo trudno wtedy zdać egzamin przed komisją izby inżynierskiej. Zawód można wykonywać bez tego, chociaż w ograniczonym zakresie, bo taka praca wymaga podpisu osoby akceptującej, właśnie z uprawnieniami. - Do tego potrzeba doświadczenia, które z reguły nabywa się około 35. roku życia - zaznacza Agnieszka.
Pracodawcy nie oczekują od młodych osób posiadania branżowych uprawnień. Aleksandra Szkołut zauważa, że dopiero na pewnym etapie pracy zawodowej - mogą one być furtką do ciekawszego stanowiska. Poza tym, w ramach rozwoju pracowników wiele firm oferuje możliwość dopłaty do szkoleń i egzaminu na uprawnienia, w zamian za to oczekując od pracownika wykorzystania w firmie posiadanych uprawnień, a także lojalności. Wiele zależy też od potrzeb. Nierzadko jest tak, że gdy pracodawca ma przed sobą kandydata z uprawnieniami i bez, wybierze pierwszego, nawet gdy w danej chwili nie jest to konieczne. W ocenie Ewy Pietruszki, kierownika biura Ogólnopolskiego Konwentu Agencji Pracy taki pracownik jest dla firmy przyszłościowy. Potwierdza to też przedstawicielka Zielonej Linii: im wyższy poziom uprawnień posiada kandydat - tym lepiej dla pracodawcy.
Przedsiębiorcy są zwykle bardzo zapracowani, dlatego wysoko wykwalifikowany pracownik to dla nich prawdziwy skarb. Ewa Broniszewska pracuje w spółce Lingaro od kilku miesięcy, w dziale HR.- Zatrudniamy studentów od trzeciego roku, mają już podstawową wiedzę i umiejętności, na które stawiamy przy realizacji naszych projektów. Cechuje ich duży potencjał - podkreśla. I przyznaje, że gdyby teraz musiała wybierać studia w kontekście poszukiwania pracy, postawiłaby na kierunki techniczne, bo zapotrzebowanie na inżynierów jest bardzo duże i będzie rosło.
Praca i zarobki po wybranych studiach politechnicznych
*Elektrycy
*Automatycy
*Informatycy
*Telekomunikacja
*Budownictwo
*Inżynieria środowiska
*Matematyka stosowana