Armia bezrobotnych magistrów i inżynierów, którzy są petentami powiatowych urzędów pracy to ponad 200 tys. osób. W I kwartale 2012 r. stopa bezrobocia wśród absolwentów uczelni wyższych, wyniosła nieco ponad 21,3 procent (dane wg Monitora Rynku Pracy). W tym samym okresie wskaźnik bezrobocia dla całego społeczeństwa był dwukrotnie niższy i wynosił 10,5 procent.
Skąd taka dynamika wzrostu bezrobocia wśród młodych, wykształconych ludzi? Zdaniem pracodawców to wynik niedopasowania programów nauczania do warunków panujących na rynku pracy. Ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego próbuje zapobiec pogłębianiu się tego procesu. Jednym z kół ratunkowych rzucanym szkołom jest specjalny konkurs, w którym aktywne placówki mogą uzyskać spore granty finansowe. Warunek: uczelnie muszą nawiązać współpracę z potencjalnymi pracodawcami.
I tak, do 28 września br. uczelnie mogą składać wnioski o dofinansowanie programów kształcenia o kluczowym znaczeniu dla gospodarki. Do podziału jest 140 mln złotych. Pieniądze te przeznaczone są na uruchomienie nowych kierunków studiów, których absolwenci mogą przyczynić się do rozwoju i innowacyjności polskiej gospodarki. Dodatkowo, fundusze mają też pomóc przygotować absolwentów do startu zawodowego, m.in. poprzez bogatszą ofertę staży i praktyk zawodowych, jak również staże w najlepszych zagranicznych ośrodkach naukowych.
Kropla w morzu potrzeb?
- Przy olbrzymich potrzebach polskich ośrodków naukowych te 140 mln zł, to jest tylko kropla w morzu potrzeb - ocenia Ryszard Petru, ekonomista, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich.
O dużych brakach finansowych w polskim szkolnictwie mówi też Dominik Antonowicz, adiunkt na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.
- Szkołom brakuje kapitału na badania naukowe, zarówno te prowadzone za państwowe, jak i prywatne pieniądze. A zwykle gdy firmy widzą, że kapitał inwestowany przez państwo przekroczył 1 proc. PKB, to chętniej współpracują z uczelniami. U nas ten wskaźnik wynosi zaledwie 0,7 proc. PKB. Poza tym, polskie przedsiębiorstwa jeszcze na ogół nie dojrzały do inwestowania w badania i innowacyjność – uważa były doradca minister nauki.
Co ciekawe, w konkursach takich jak ten ogłoszony przez ministerstwo nauki, dr Antonowicz widzi jedynie sposób zarządzania wyborem kierunków przez przyszłych studentów. - Dotychczas państwo nie zarządzało tym, jakie kierunki wybiorą polscy studenci. W tym przypadku jednak widać, że próbuje ono różnymi mechanizmami, stosując zachęty i instrumenty finansowe, wpływać na to, by studenci wybierali te kierunki, które może nie są popularne, ale kluczowe dla gospodarki – uważa dr Antonowicz. Naukowiec wątpi, by akcje tego typu dały zamierzony efekt, czyli zmniejszyły bezrobocie wśród młodych ludzi.
Podobnie uważa też Ryszard Petru. - Mam wrażenie, że tu nie chodzi wcale o pieniądze, ale raczej o to, że wszyscy rektorzy szkół publicznych czują się dobrze „we własnym sosie” i nie potrzebne są im rewolucje czy zmiany. Kiedyś pewien rektor znanej uczelni wyższej w Polsce stwierdził, że nie widzi potrzeby realizowania programu ukierunkowanego na potrzeby rynku pracy, skoro i tak ma po kilku kandydatów na jedno miejsce. A prawda jest taka, że jeśli student sam się nie postara i np. nie opanuje języków obcych, to żadna uczelnia go tego solidnie nie nauczy – relacjonuje ekonomista.
Duży może więcej
Wiele w tym gorzkiej prawdy. Reguła jest taka, że im większa i bardziej znana uczelnia, tym mniej jest ona zainteresowana współpracą z pracodawcą. Dominika Staniewicz, ekspert ds. rynku pracy w BCC również potwierdza, że uczelnie, które nie mają problemu z rekrutacją studentów, nie bardzo są zainteresowane, by przeprowadzać reformy w swoich programach. Jej opinia znajduje potwierdzenie w danych ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego.
Przykładowo: na liście zakończonego już konkursu przeprowadzonego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, mającego na celu wsparcie wprowadzania kierunków zamawianych przez pracodawców, próżno szukać renomowanych uczelni. Brak jest na niej m.in. Szkoły Głównej Handlowej i Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Edukacja w obu uczelniach jest dosyć kosztowna, a mimo to chętnych na studia tam nie brakuje. Na liście laureatów konkursu nie ma również żadnej uczelni z woj. kujawsko – pomorskiego. Za to aż dwie uczelnie z województwa śląskiego znalazły się na szczycie listy, a dopiero na drugim miejscu uplasowały się uczelnie mazowieckie.
– Dzięki temu konkursowi Politechnice Śląskiej udało się uruchomić aż siedem kierunków zamawianych, zaś Politechnika Częstochowska otworzyła dwa nowe kierunki. Łącznie, przeznaczyliśmy na nie 61 mln złotych – informuje rzecznik prasowy Naukowego Centrum Badań i Rozwoju, Paweł Kurzyński. Dzięki publicznym pieniądzom, na Śląsku uruchomiono m.in. dwa kierunki związane z energetyką, fizykę oraz fizykę techniczną, dwa nowe kierunki informatyczne, trzy kierunki związane z inżynierią materiałową, inżynierię środowiska, trzy nowe kierunki matematyczne oraz dwa mechaniczne.
– Pozytywnie wyróżnia się też Akademia Morska w Szczecinie. Na kierunkach mechatronika oraz mechanika i budowa maszyn, aż 20 studentom z najlepszymi wynikami szkoła oferuje staże w zagranicznych firmach związanych z branżą morską. Jeden z tych programów odbywa się w portach w Niemczech. Daje on studentom możliwość udziału w prawdziwym życiu stoczni. Ponadto, stażysta otrzymuje od uczelni stypendium w wysokości 2,4 tys. zł miesięcznie – wylicza Kurzyński. Jako przykład uczelni prowadzącej w bardzo przemyślany sposób współpracę z pracodawcami, przedstawiciele ministerstwa wymieniają również krakowską Akademię Górniczo – Hutniczą.
Skołowany student
Na tym kończą się jednak pozytywne przykłady. Większość absolwentów nie ma wsparcia ze strony uczelni przy starcie na rynku pracy.
Zdaniem Dominika Antonowicza, uczelnie nie muszą jednak pomagać swoim absolwentom we wkraczaniu na ścieżkę kariery zawodowej. – My, kadra, mamy szukać naszym studentom staży? W ten sposób, traktowalibyśmy ich jak osoby niesamodzielne. Efekt takiej pomocy byłby taki, że absolwent wychodzi z uczelni i nie potrafi sobie radzić w życiu! Uczelnie powinny uczyć tego, że od pierwszego dnia studiów należy wziąć sprawy w swoje ręce. To od studenta zależy, jak ten czas wykorzysta. Zyskają tylko ci, którzy te praktyki znajdują sobie sami, bo zależy im na tym, żeby się rozwijać, a nie tylko zaliczać – twierdzi dr Antonowicz.
Pracodawcy narzekają jednak nie tylko na niedopasowanie absolwentów do realiów rynku, ale też na ich często wygórowane oczekiwania wobec pracodawców. Rachuby młodych ludzi wobec pracodawców są kompletnie nierealne.
- Im młodszy człowiek, tym większe ma oczekiwania finansowe. Osoby szukające pracy np. na stanowisku key account managera, jeśli nawet mają mniej niż cztery lata doświadczenia, żądają zazwyczaj dwukrotności tego, co ludzie z 5-, 6-, czy 7-letnim doświadczeniem – twierdzi Dominika Staniewicz. To niedopasowanie wynika jej zdaniem z wielu czynników. - Państwowe uczelnie są fantastyczne pod względem kształcenia naukowców, natomiast jeśli chodzi o kształcenie ludzi samodzielnych zawodowo, to na rynku pracy lepiej odnajdują się wyższe szkoły prywatne. Mają one zupełnie inne podejście do studentów, m.in. dlatego, że nauka tam jest odpłatna i muszą starać się, by przyciągnąć kandydatów do siebie – wyjaśnia Staniewicz.
Trudna współpraca
Faktem jest, że władze wielu uczelni dostrzegają potrzebę współpracy z pracodawcami. Jednak finalnie rzadko do niej dochodzi. Przedsiębiorcy narzekają na sposób prowadzenia tej współpracy. W tegorocznym raporcie przygotowanym przez PKPP Lewiatan „Uczelnia Przyjazna Pracodawcy”, ocenili oni uczelnie wyższe przez pryzmat dwóch elementów: przygotowania absolwentów do pracy zawodowej oraz współpracy z uczelnia?. Każda z badanych szkół mogła uzyskać od 0 do 100 punktów. Jedynie Szkoła Główna Handlowa uzyskała wynik nieznacznie powyżej 50 punktów. Reszta była poniżej tego progu.
Tymczasem, jak pokazują dane statystyczne, dobra kooperacja pomiędzy uczelniami i pracodawcami, to kluczowy element w procesie zatrudnienia. – Z danych Politechniki Poznańskiej wynika, że aż 75 proc. ich studentów może liczyć na zatrudnienie u pracodawcy, u którego odbywa staż – mówi Kurzyński.
Jedną z największych firm współdziałających z uczelniami jest amerykańska korporacja z branży IT - IBM. Ale i ona narzeka na współpracę z dużymi placówkami. - Choć nie jest to regułą, to zwykle w przypadku dużych uczelni, to my do nich przychodziliśmy. Z kolei małe uczelnie, zwykle same zabiegają o współpracę z nami - twierdzi Mariusz Ochla, kierownik Centrum Badań Zaawansowanych IBM. Jego firma otworzyła kilka ośrodków badawczych, dała też zatrudnienie setkom absolwentów. - Kilka uczelni właśnie otwiera centra współpracy wielowymiarowej z IBM. Wśród nich są: Politechnika Wrocławska, Łódzka, Gdańska i WAT w Warszawie – wylicza Ochla. On też potwierdza, że nie zawsze łatwo jest się im porozumieć ze środowiskiem akademickim.
Uczelniom brakuje elastyczności, nie starają się one też zrozumieć partnera biznesowego. Wciąż bardzo trudne jest przejście wszelkiego rodzaju procedur, czy rozpoczęcia współpracy naukowo -badawczej. Ten proces jest zbyt wolny. Problemem są też wszelkiego rodzaju sprawy prawne, sprawy związane z intellectual properties. - Często uczelnia, współpracując z korporacją międzynarodową, traktuje ją jak małe, rodzime przedsiębiorstwo. A my podlegamy prawu nie tylko polskiemu, ale również korporacyjnemu i jesteśmy związani innymi regułami prowadzenia biznesu. I nasz partner musi to zrozumieć – wyjaśnia Ochla.
Demografia ich przekona
Polskie uczelnie odstają i to bardzo, od czołówki światowej. W globalnym zestawieniu wyższych uczelni za rok 2012, Rankingu Webometrics, nasze szkoły wyższe wypadły bardzo kiepsko. Wśród 500 najlepszych uczelni świata znalazło się tylko pięć polskich. To i tak sukces, bo rok wcześniej na liście były tylko dwie. Najlepszy w Polsce Uniwersytet Jagielloński, był daleko za najlepszymi uczelniami świata, uplasował się dopiero na 280 pozycji. Kolejna na liście była Akademia Górniczo – Hutnicza w Krakowie (miejsce 298), następnie Uniwersytet Warszawski (327 miejsce), Politechnika Warszawska (338 miejsce) oraz Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (391 miejsce). Uczelniom czy się to podoba, czy nie, w końcu zabraknie wymówek, by nic nie robić. Nadciąga niż demograficzny. Za kilka lat studentów będzie o połowę mniej. Dodatkowo, uboga oferta dydaktyczna w kraju skłania coraz większa rzeszę ambitnych, młodych Polaków, by podejmowali naukę w szkołach zagranicznych.
Prof. Tadeusz Luty, chemik i wykładowca, były przewodniczący Konfederacji Rektorów Akademickich Szkół Polskich:
Sprawę kierunków zamawianych obserwuję z niepokojem, a wręcz zażenowaniem. Nie za bardzo wiem, jakie kryteria brane są przez ministerstwo nauki pod uwagę, podczas przyznawania funduszy, ani w jaki sposób wybierane są kierunki studiów, które mają odpowiadać kryteriom strategicznym naszej gospodarki? Trudno jest też wnioskować, dlaczego kierunki na niektórych mniej prestiżowych uczelniach w kraju otrzymały fundusze, podczas gdy uczelnie wysokiej rangi, tych pieniędzy z ministerstwa nauki nie dostały? Podejrzewam, że w tej materii istnieje rodzaj wyścigu szczurów: kto piękniej napisze wniosek o dofinansowanie, ten otrzyma dotację.
Wygląda też na to, że finansuje się przy pomocy unijnych pieniędzy nie to, co trzeba. Dodajemy do stypendiów studenckich pewną pulę pieniędzy za sam fakt, że ktoś postanowił studiować. Tymczasem polski edukacja cierpi na brak dobrej kadry nauczycielskiej, która zachęciłaby młodzież do nauki i rozwoju w zakresie przedmiotów ścisłych, przyrodniczych. Tu jest naprawdę palący problem do rozwiązania - zamiast w studentów, najpierw trzeba zainwestować w dobrą kadrę!