W jednym, i w drugim przypadku warto jednak zdobyć się na wysiłek i pojechać za granicę. Korzyści z wyjazdu są takie, że student pozbywa się szybko kompleksów, a po powrocie to nie on, ale o niego zabiegają zwykle pracodawcy.
W zeszłym roku, w ramach Erasmusa, na zagraniczne studia wyjechało ponad 15 tys. polskich studentów (prawie 9 tys. osób przyjechało w tym czasie studiować do Polski). Programem wymiany studentów objętych jest już 315 prywatnych i państwowych uczelni z naszego kraju.
W ramach Erasmusa uczestnik wybiera sobie trzy spośród 4 tys. powiązanych siecią współpracy uniwersytetów i określa, na którym zależy mu najbardziej. O przyjęciu do danej szkoły decyduje średnia ocen, znajomość języków obcych i aktywność np. w kołach studenckich, odbyte staże zawodowe czy udział w wolontariacie.
- Na Erasmusa dostać się jest obecnie dość łatwo - ocenia Olga Kazalska. Na 5. roku prawa na UW wyjechała studiować do Brna. - Większość ludzi obstawia metropolie, takie jak: Paryż, Londyn i Berlin, a w nich najbardziej renomowane uniwersytety. Można jednak wybrać mniejsze ośrodki naukowe, nawet w tych samych państwach czy miastach, na których konkurencja nie jest już tak duża - zdradza swoją strategię Kazalska.
Monika Satała, zajmująca się koordynacją Erasmusa na Uniwersytecie Warszawskim przyznaje, że liczba osób realizujących wyjazd na częściowe studia zagraniczne nieco spadła, bo na uczelnie „weszły” roczniki z niżu demograficznego.
- Obserwujemy natomiast wzrost zainteresowania praktykami w ramach programu Erasmus. W tym roku, w związku z małą ilością chętnych, niemal każdy wyjeżdżający na staże otrzymał stypendium - informuje Satała. W przypadku wyboru uczelni w: Danii, Finlandii, Francji, Irlandii, Islandii, Lichtensteinie, Norwegii, Szwajcarii, Szwecji i Wielkiej Brytanii jest to 496 euro miesięcznie; w Austrii, Belgii, Chorwacji, Grecji, Hiszpanii, Holandii, Luksemburgu, na Malcie i Cyprze, w Niemczech, Portugalii, Słowenii, Turcji i we Włoszech - 390 euro. W Europie Wschodniej stypendium jest najniższe, wynosi tylko 300 euro. Trzeba powiedzieć otwarcie, że są to kwoty niewystarczające na utrzymanie się, i warto pomyśleć o dodatkowym źródle dochodu lub pomocy najbliższych, ponieważ bez niej może być ciężko.
Nie tylko wymiana
Na zagranicznej uczelni student bierze udział w zajęciach w języku kraju, do którego przyjechał lub po angielsku, niemiecku czy francusku. Część przedmiotów może zaliczyć na miejscu, ale zwykle pozostałe musi odrobić, po powrocie na swoją macierzystą uczelnię. Niektóre uniwersytety, w ramach Erasmusa, wysyłają studentów na praktyki do wybranych przez siebie firm zagranicznych.
Na podobnej do Erasmusa zasadzie działa też program Leonardo da Vinci. W tym roku biorą w nim udział 122 zawodówki, zespoły szkół, izby gospodarcze, jednostki samorządowe oraz centra kształcenia zawodowego. To one ustalają, dokąd wyślą kandydatów i jakie postawią przed nimi wymagania.
Dzięki takiej wymianie można nauczyć się np. włoskiej sztuki szycia ubrań lub rękodzieła w małej manufakturze w Niemczech, co stanowi uzupełnienie nauki w polskiej zawodówce. W zeszłym roku wysokość jednorazowego stypendium wynosiła od 2,5 do 3,8 tys. euro.
Jak prawdziwa praca
Program praktyk i wolontariatów za granicą ma też AIESEC. Bierze w nim udział kilkanaście polskich uniwersytetów, które mogą wysyłać studentów (lub absolwentów do 30. roku życia) w kilka tysięcy miejsc na całym świecie, na praktyki trwające od 3 do 18 miesięcy. - Na AIESEC dostać się nie jest już łatwo, proces kwalifikacyjny przypomina tam szukanie pracy - mówi Olga Gocłowska, która kilka lat temu była na wymianie AIESEC w Kolumbii.
Proces rekrutacji jest błyskawiczny - student, który chce wyjechać na praktyki musi zarejestrować się na stronie www.globaltalents.pl. W ciągu tygodnia zostanie zaproszony na spotkanie rekrutacyjne, na którym będzie sprawdzona jego znajomość języków, motywacja, predyspozycje do pracy i… to, czy nie koloryzował w swoim CV. Następnie (najczęściej przez telefon) musi odbyć rozmowę z koordynatorem AIESEC z kraju, do którego chce jechać oraz z przedstawicielem firmy, w której ma odbyć praktyki. Jeśli każdy z etapów przebiegnie pomyślnie, w ciągu 48 godzin zostanie podjęta decyzja. Za wyjazd trzeba uiścić opłatę w wysokości 500 zł i opłacić dojazd na miejsce, jednak od firmy, w której podejmuje się pracę otrzymuje się wynagrodzenie, w wysokości co najmniej tamtejszej pensji minimalnej. Student, podobnie, jak w przypadku Erasmusa, jest pod stałą opieką organizacji, co sprawia, że taki wyjazd jest o wiele bezpieczniejszy, prostszy i zazwyczaj lepiej zorganizowany niż gdyby odbywało się staż na własną rękę.
Egzotyczne oferty dla solistów
To jeszcze nie wszystkie możliwości wyjazdu na staż lub wymianę za granicę. Do Kosowa, Albanii, Rumunii czy Słowenii można wyjechać także w ramach programu CEEPUS (Central European Exchange Program for University Studies), inżynierowie (i przyszli inżynierowie) mogą udać się do Korei w ramach EUKLA (European Korean Leadership Alliance), studenci biotechnologii mogą pojechać na semestr do Japonii, w ramach NUPACE (Nashville Urban Partnership Academic Center of Excellence); są też programy wymian na Tajwanie, w Indonezji, Kuwejcie czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Co ciekawe, nawet indywidualiści, którym nie pasuje żadna z powyższych ofert, mogą wyjechać i za darmo uczyć się w dowolnym miejscu na świecie w czasie studiów, lub zdobywać doświadczenie tuż po nich. Jednym ze sposobów są umowy bilateralne między uczelniami. - Jeśli wybrany uniwersytet prowadzi wymianę studencką (nie wszystkie to robią), to student może ubiegać się o objęcie programem. Jest on zwalniany z opłat za studia zagraniczne - mówi Grażyna Andrejuk z Biura Współpracy Zagranicznej UW.
Nie można liczyć na stypendium (chyba, że przysługuje naukowe za dobre wyniki), ale odpadają koszty samej nauki, co jest dużym plusem, szczególnie w przypadku uniwersytetów amerykańskich czy azjatyckich, na których czesne może wynosić nawet kilkaset tysięcy złotych rocznie. Ciekawie wygląda też program Stypendium z Wyboru, w ramach którego studenci i zeszłoroczni absolwenci mogą walczyć o maksymalnie 5 tys. zł na spełnianie swojego edukacyjnego marzenia. Na stronę Stypendiumzwyboru.pl wystarczy przesłać film, esej czy prezentację o tym, co chcemy zrobić z otrzymanymi pieniędzmi. Następnie odbywa się internetowe głosowanie. W tym roku pieniądze na swój cel zdobyła m.in. Martyna, która wyjechała dzięki temu na kurs japońskiego do Tokio, a także Aleksandra, której pieniądze były potrzebne, by pokryć koszty biletu lotniczego do Genewy i mieszkania tam w trakcie wymarzonego stażu w WHO.
Drzwi się otwierają
Wielu studentów ma wątpliwości czy poradzą sobie za granicą, i czy wyjazd jest wart swojej ceny. Odpowiedź brzmi - tak. Zdobywanie zagranicznego doświadczenia ma realną wartość, jeśli chodzi o znalezienie pracy czy szansę na dalszą karierę. I nie chodzi tu tylko o prestiż, ale też o nabranie dystansu do świata, wyrobienie kontaktów, poszerzenie swoich zainteresowań i nabranie niezbędnych na rynku pracy kreatywności oraz pewności siebie. - Informacja w CV potwierdzająca uczestnictwo w programie Erasmus, czy odbycie innych praktyk za granicą, jest atutem w procesie rekrutacyjnym - zapewnia Łukasz Siedlecki z firmy rekrutacyjnej Hays Poland, i dodaje: - Poprzez uczestnictwo w ciekawych zajęciach oraz dostęp do zróżnicowanych technologii, uczestnicy takich wyjazdów wracają do Polski z wiedzą i cechami, których pracodawcy poszukują obecnie u kandydatów do pracy. Chodzi głównie o umiejętność współpracy w grupie, w zróżnicowanym kulturowo środowisku korporacyjnym. Pamiętać należy jednak, aby wracając do Polski poprosić organizatora stażu o dokumenty potwierdzające uczestnictwo w projekcie i referencje. Dla pracodawców, największe znaczenie ma bowiem udokumentowany pobyt na zagranicznej uczelni i zdobyte tam doświadczenie, a niekoniecznie renoma uniwersytetu czy konkretne stypendium.
Mierz siły na zamiary
Przy wyborze zagranicznej uczelni warto kierować się opiniami innych stypendystów, zajmujących się pokrewną do naszej dziedziną. Chętnie dzielą się oni w sieci informacjami o tym, na którym uniwersytecie zajęcia są najciekawsze, gdzie jest najlepsza atmosfera i gdzie nie ma problemu z zaliczeniem przedmiotów, np. po angielsku. Byli stypendyści radzą też, by pod uwagę brać swój poziom i zainteresowania. - Pobyt na najlepszym uniwersytecie w Europie może być męczarnią, jeśli ktoś przecenił swoje możliwości i uparł się, by studiować w drogim kraju, na uczelni o wyśrubowanym poziomie i zaliczać przedmioty w języku, którego prawie nie zna. Z drugiej strony, idąc po linii najmniejszego oporu i wybierając słabą uczelnię, tracimy szansę na zdobycie ciekawych doświadczeń i sprawdzenie się - radzą na forach. Co ciekawe, wśród szkół najlepiej ocenianych przez polskich stypendystów nie ma Oxfordu, Cambridge ani żadnego z uniwersytetów z pierwszej europejskiej dziesiątki - są za to uniwersytety w Maastricht, Kopenhadze i Walencji.
Śladami Marii Skłodowskiej-Curie
Bywa, że po pobycie za granicą studenci zmieniają wizję dalszej ścieżki kształcenia -ponieważ np. zyskali dostęp do pomocy naukowych, metod nauczania czy profesorów, o których w Polsce mogliby tylko pomarzyć. Często też, dopiero po zagranicznym stażu lub nauce nasi rodacy odnoszą spektakularne sukcesy - począwszy od Marii Skłodowskiej-Curie, której naukowych odkryć nie byłoby, gdyby nie francuski uniwersytet. Ze współczesnych stypendystów warto wymienić chociażby Radosława Sikorskiego (ukończył Oxford) czy Włodzimierza Cimoszewicza, który często podkreśla, jak wiele dało mu stypendium Fundacji Fulbrighta na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Podróżniczka Elżbieta Dzikowska uważa, że gdyby nie studenckie stypendium w Ameryce Południowej, nigdy nie zostałaby światowej sławy reporterką. Również kariera Wilhelma Sasnala nabrała rozpędu po odbytym stypendium Chinati Foundation w USA. - Taki wyjazd naprawdę daje wiele możliwości i komfort wyboru pracodawcy. Człowiek pozbywa się niepotrzebnych kompleksów - mówi Olga Kazalska, która dziś pracuje w Kancelarii Prezydenta RP.
Okiem stypendysty:
Olga Kazalska na V. roku prawa na Uniwersytecie Warszawskim wyjechała, w ramach Erasmusa, na Uniwersytet Masaryka w Brnie: Nie interesowała mnie Europa Zachodnia, wybrałam więc Brno, Budapeszt i Bratysławę. Później szukałam w Internecie informacji o tym, gdzie będę miała najmniej problemów z zaliczeniem przedmiotów. Od znajomych wiedziałam, że na niektórych uniwersytetach bywa z tym różnie, i np. studia, które miały się odbywać po angielsku - są po włosku, jest mały wybór zajęć, semestr zaczyna się w połowie naszych wakacji itp. W Brnie była genialna organizacja, 30 zajęć po angielsku do wyboru. Poza tym poznałam tam mnóstwo świetnych ludzi, z którymi naprawdę się zaprzyjaźniłam. Gdy Erasmus się kończył, pojechaliśmy ze znajomymi z Niemiec, Portugalii i Holandii do Zakopanego, w wakacje byliśmy też na Openerze. Odwiedzam też ich regularnie za granicą. Świetnie był tam rozwinięty ESN (European Student Network), który organizował co tydzień tanie wycieczki (wejście na Śnieżkę, weekend survivalowy, wyjazd do Pragi), wyjścia do pubów, gry miejskie, pokazy czeskiego kina i wiele, wiele innych. Bardzo podobało mi się też to, że zajęcia były w dużej mierze praktyczne, polegały na dyskusji z nauczycielem, co w Polsce nie jest częste.