Niegdyś uniwersytety były miejscem poszukiwania prawdy, rozwoju kultury, przestrzenią dyskusji o sprawach dla świata najbardziej istotnych, choć niepraktycznych. Wraz z upowszechnieniem kształcenia na poziomie wyższym, uczelnie - w wymiarze edukacyjnym - stały się instytucjami przygotowującymi studentów do wejścia na rynek pracy. Sentymentalne powroty do koncepcji uniwersytetu, jako wieży z kości słoniowej, są niezwykle ujmujące i ze wszech miar zrozumiałe, ale patrząc na zachodzące we współczesnym świecie zmiany o charakterze ponadnarodowym, pozostają wyłącznie wyrazem nostalgii za piękną przeszłością złotego okresu uniwersytetów. Nadszedł czas, aby mając świadomość konsekwencji wynikających zarówno z umasowienia, jak i urynkowienia szkolnictwa wyższego, zapewnić kandydatom na studia możliwość optymalnego wyboru kierunku studiów oraz odpowiedniej uczelni. Są to bowiem strategiczne wybory o charakterze długoterminowych inwestycji, których efekty determinują ścieżki zawodowej kariery.
Rozpoczęta w 1990 roku transformacja szkolnictwa wyższego dokonała rewolucji w relacjach między uczelnią a rynkiem pracy. Ekspansję napędzał mechanizm finansowania szkolnictwa wyższego, który zwłaszcza w przypadku szkół publicznych jest tak skonstruowany, że premiuje przede wszystkim wzrost ilościowy. Natomiast dla uczelni niepublicznych -zwiększenie liczby słuchaczy automatycznie przekładało się na wzrost przychodów z czesnego. Była to prawdziwa rewolucja i, jak to z rewolucjami bywa, ani jej przebiegu, ani tym bardziej skutków nikt nie próbował nawet przewidywać. Zachwyt nad rosnącą liczbą studentów czy, jak uważano wówczas, pędem do wiedzy tłumił wszelką refleksję na temat konieczności zmian w strukturze szkolnictwa wyższego.
O ile jeszcze do połowy lat dziewięćdziesiątych ukończenie szkoły wyższej było pewnego rodzajem ubezpieczenia od bezrobocia, o tyle z każdym kolejnym rocznikiem absolwentów wchodzących na rynek pracy sytuacja stawała się coraz trudniejsza, a konkurencja coraz większa. Wzrost bezrobocia wśród absolwentów szkół wyższych jest zjawiskiem naturalnym, zwłaszcza że premia za ukończenie studiów wyższych pozostaje nadal bardzo atrakcyjna. Trzeba jednak pamiętać, że dyplom uczelni sam w sobie przestał cokolwiek gwarantować, a stał się jedynie biletem do podróży w nieznane, która w zależności od marki posiadanego dyplomu może być podróżą o różnym stopniu komfortu.
Polskie szkolnictwo nie tylko uległo gwałtownemu umasowieniu, ale również urynkowieniu, w wyniku którego powstał rynek usług edukacyjnych, na którym studenci mogą wybierać uczelnie oraz kierunki w zależności od możliwości i zainteresowań.Wybór uczelni to jedna z najważniejszych i najtrudniejszych decyzji, jaką podejmuje młody człowiek, bowiem kształcenie to forma długoterminowej inwestycji, a wybór uczelni oraz kierunku studiów jest przyszłościowym wyborem o ulokowaniu naszych strategicznych zasobów: (a) czasu; (b) wysiłku oraz (c) finansów. Decyzje inwestycyjne powinno się zatem podejmować w oparciu o możliwie pełną informację, co zresztą jest warunkiem korzyści płynących z funkcjonowania wolnego rynku. Problem w tym, że po pierwsze kandydaci na studia mają bardzo niewielki zakres dostępnych informacji, a po drugie rzetelność tych danych jest mocno wątpliwa, a studenci nie mają możliwości sprawdzenia wiarygodności wiadomości dostarczanych im przez uczelnie. Tworzy się skrajna asymetria informacji na rynku szkolnictwa wyższego, która stawia kandydatów na studia wobec konieczności dokonywania intuicyjnego wyboru, a więc podejmowania sporego ryzyka.
O czym mówią rankingi
Artykuł 13a. ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym stanowi, że: „Uczelnia monitoruje kariery zawodowe swoich absolwentów w celu dostosowania kierunków studiów i programów kształcenia do potrzeb rynku pracy, w szczególności po trzech i pięciu latach od dnia ukończenia studiów”. Z treści tego przepisu wynika, że obowiązek monitorowania losów zawodowych absolwentów spoczywa zarówno na uczelniach publicznych, jak i niepublicznych. Co z tego, skoro ustawodawca „zapomniał” w nowej ustawie dopracować, jak monitorować losy absolwentów systemowo. Nikt na poziomie centralnym wiedzy o losach kandydatów zatem nie gromadzi i nie upublicznia, bo jaki jest sens porównywania oraz pokazywania danych, zbieranych w różnych sposób. Poza tym, jak już wyżej wspomniano, jest obowiązek monitorowania, ale nie ma obowiązku upubliczniania wiedzy. Uczelnie, które starają się wywiązywać z przepisów prawa rzetelnie, alarmują że odsetek osób odpowiadających na ankiety jest niski, a dane udostępniane przez byłych studentów nie zawsze są prawdziwe.
W konsekwencji cała szczytna idea poległa na etapie jej wdrażania i dziś dane o losach absolwentów są raczej elementem gry PR-owej, której celem nie jest rzetelna informacja dla kandydatów na studia, ale możliwie najbardziej korzystna i wiarygodna autoprezentacja.
Tymczasem informacja o losach absolwentach, którzy ukończyli studia na określonym kierunku, w danej uczelni, stanowi istotną wiadomość o potencjalnych perspektywach na rynku pracy. Można - z pewnym prawdopodobieństwem - przewidzieć to, z czym trzeba się będzie zmierzyć po opuszczeniu murów uczelni. Pomiar losów absolwentów jednak wówczas ma sens, jeżeli widzimy obraz wszystkich absolwentów, a nie tylko wybranej grupy, która akurat zdecydowała się pochwalić życiowymi sukcesami.
Poza promocyjnymi wysiłkami uczelni podejmowano również próby badania rynku pracy pod kątem losów absolwentów szkół wyższych. Były to jednak próby metodologicznie skromne, prowadzone na zbyt małych grupach, aby umożliwić rzetelne wnioskowanie o całej populacji absolwentów danego kierunku studiów czy uczelni. Smutne jest to, że w amoku prasowego szaleństwa, pogoni za krótką informacją, publikowane wyniki badań ignorują liczebność próby i potrafią generalizować wnioski na podstawie… jednej deklaracji.
Ministerstwo Nauki od ponad roku stara się przeforsować zmiany w ustawie, aby mogło monitorować losy absolwentów na rynku pracy w oparciu o całą populację (za wyjątkiem osób wyjeżdżających za granicę oraz ubezpieczonych). Będzie to możliwe na podstawie danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, co z pewnością stanie się przełomem w polskim szkolnictwie wyższym. Badanie losów absolwentów na pełnej populacji jest konieczne przede wszystkim dla kandydatów na studentów, którzy w obliczu wyboru spośród kilkuset instytucji szkolnictwa wyższego i kilku tysięcy kierunków - potrzebują wiarygodnych i porównywalnych danych o efektach kształcenia studentów. Jest to niewątpliwie zjawisko określane mianem „niedoskonałości wolnego rynku”, z którym to właśnie rząd, a dokładnie Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego musi się najpilniej zmierzyć. Pełna informacja o losach absolwentów - wysokości ich zarobków oraz zatrudnienia potrzebna jest również ministerstwu, bowiem trudno prowadzić politykę w oparciu o niepełną wiedzę i szczątkowe informacje.
Dane dostarczy ZUS?
Oczywiście dane ZUS nie odpowiedzą na pytanie o jakość studiów, informując o (statystycznym) poziomie zarobków albo okresie potrzebnym do znalezienia stabilnego zatrudnienia. Każdy kandydat na studia musi indywidualnie ocenić na ile wysokość zarobków, pewność zatrudnienia są dla niego ważnym kryterium przy wyborze uczelni oraz kierunku studiów. Ważne jest jednak, żeby kandydaci taką wiedzę posiadali i żeby była to wiedza rzetelna, a nie strzępy fragmentarycznych informacji po PR-owym „tunningu”. Wysiłkom zmierzającym do zrównoważenia informacji na rynku edukacyjnym towarzyszą obawy przede wszystkim o to, że rząd wejdzie w posiadania kolejnej partii informacji o obywatelach. Pewien sceptycyzm okazuje również środowisko akademickie, w obawie przed nadmiernym uproszczeniem edukacji wyższej i sprowadzeniem jej do roli instytucji doskonalenia zawodowego, której głównym celem i zarazem wskaźnikiem sukcesu edukacyjnego jest wysokość zarobków (uzależniona od całego szeregu dodatkowych okoliczności).
Niewątpliwie, oba niebezpieczeństwa są prawdziwie i realne.Trzeba jednak pamiętać, że władza wie o nas i tak (za) dużo, i chodzi tu głównie o wykorzystanie tych danych, które już ZUS gromadzi, a w kontekście kształcenia masowego trudno jest ignorować szanse na zatrudnienie i poziom zarobków. Studia nie są symbolicznym namaszczeniem do wejścia do klasy średniej, ale instrumentem-trampoliną do kariery zawodowej i pieniędzy. Monitorowanie losów absolwentów jest nie tyle potrzebne do prowadzenia dobrej oraz przemyślanej polityki wobec szkolnictwa wyższego, jest konieczne do podejmowania trafnych i przemyślanych decyzji przez kandydatów na studia.
Dominik Antonowicz, Instytut Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu